wtorek, 30 lipca 2013

10. Wyznania

21 czerwca, piątek
Warszawa, Polska 
*Perspektywa Hope*
Poczekaj. - złapała mnie za nadgarstek. - Hope, opowiesz mi później, dlaczego przyjechałaś? Nie wierzę, że tak nagle, bez ważnego powodu wpadłaś na pomysł przyjazdu do Polski. Może i nie jestem jakoś szczególnie mądra, ale... - spojrzała na mnie wyczekująco. Westchnęłam i odparłam:
- Wieczorem.
Skierowałyśmy się w stronę kuchni. Zamarłam, kiedy już stanęłam w jej drzwiach.
-- Boże, Buniu... - sapnęłam. Przede mną, na dużym stole widziałam dziesięć wielkich talerzy z pierogami. Babcia krótko wytłumaczyła, że nie miała czasu zrobić więcej, co ja i Kami skwitowałyśmy śmiechem.

***
-- Ale się opchałam. - zarechotałam do Kamili.
-- Nie dziwię się. Po zjedzeniu trzech talerzy? - przerwała. - Za dziesięć minut przyjdę do ciebie, a ty opowiesz mi wszystko ze szczegółami. Jasne? - zapytała. Kiwnęłam delikatnie głową.
Rozstałyśmy się na korytarzu. Ja weszłam do mojego pokoju, zaś Kami do swojego. Będąc w środku wyciągnęłam z szafy pidżamę. Wzięłam krótki prysznic w jednej z dwóch łazienek w domu. Włożyłam na siebie ubrania. W pomieszczeniu wyjęłam laptopa i zalogowałam się na tt.
@hope_collins gdzie jesteś?! AL3KSANDRA
@hope_collins szukamy cię! Odezwij się! Meg xx
@hope_collins kochana gdzie jesteś?! Hope!!!!!!!!!!!!!!! :( Angelina <3
To tylko mnie zdołowało. Już miałam dać łzom wypłynąć, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko przetarłam oczy i wrzasnęłam:
- Proszę!
Do pokoju wkroczyła Kamila w słodkim różowym kompleciku do spania. Przysiadła obok mnie na łóżku i zachęciła uśmiechem do opowieści.
- Więc... kilka miesięcy przed moim wyjazdem Charles powrócił. Właściwie wtedy wszystko się zaczęło. Spanikowałam, boję się go okropnie. Zresztą sama wiesz, że mam ku temu powody... Angelina poprosiła James'a, by zawiózł mnie do niej. W jego samochodzie rozpłakałam się, a on próbował mnie pocieszyć. Był blisko, zbyt blisko, ale podobało mi się to. Zawsze darzyłam go TYM uczuciem i nie potrafiłam się opanować. W końcu pocałowaliśmy się. I pomimo tego, że był to najlepszy dotychczas pocałunek w moim życiu czułam się okropnie, bo... on miał dziewczynę, Megan. Spotykali się bodajże od dwóch tygodni. On ją zdradził ze mną. Potem próbował udawać "nic się nie stało". Jestem impulsywna i jakiś bodziec z wnętrza kazał mi wydrzeć się na niego i uciec. No i tyle. Od tamtej chwili nie odzywaliśmy się do siebie. Meg wybaczyła mu ten wybryk. Nadal są lub razem. Chuck'a nie złapali, ale policja twierdzi, że nie ma go w kraju. Mam nadzieję. Ponad dwa tygodnie później w Starbucks'ie poznałam Tommy'ego, przy którym zapominałam o problemach i o Jim'ie. Zadurzyłam się w nim, zostaliśmy parą. Wtedy...

*Perspektywa Tom'a* kilka godzin wcześniej
- Coś przeskrobałeś? - zadała sarkastycznie pytanie, patrząc na bukiet. Niczego się nie spodziewała, nie miała pojęcia co miało za chwilę nastąpić. Była tak niewinna i tak słodka. Spuściłem głowę, czując jak zabłąkana łza spływa po moim policzku.
- To koniec. - wyszeptałem. Mocno drżące ze smutku dłonie wyciągnąłem ku niej. Wzięła ode mnie niepewnie bukiet i zapytała:
- Żartujesz, tak? - Pokręciłem głową. Bałem się spojrzeć jej w oczy. - Dlaczego? - dodała z żalem.
- Nie potrafię tego wytłumaczyć, po prostu muszę. Będę tęsknić. - odparłem i skierowałem się ku drzwiom wyjściowym. - Kocham Cię. - uzupełniłem w progu i opuściłem jej mieszkanie.
Dziewczyny, która nie zasługiwała na takie traktowanie. Pięknej, delikatnej. Mojej.
Kiedyś dowie się prawdy o mnie, o moim życiu i... kłamstwach.

*Perspektywa Hope* teraźniejszość
- Teraz już wiesz. - zakończyłam swój monolog. Zbierało mi się na płacz.
Nie możesz pokazać swojej słabości. - skarciłam się w myślach.
Jak to miałam wyuczone delikatnie "popchnęłam łzy" z powrotem. Sama nawet nie wiedziałam, jak to robiłam, ale cieszyłam się, iż tak potrafię.
- Przykro mi. - powiedziała i pogłaskała mnie po plecach. Odetchnęłam głęboko i dodałam beztrosko:
- Nic się nie stało... - wstałam z legowiska. - Musiałabym tu posprzątać.
Milka przytaknęła. Wyszłam z pomieszczenia, zostawiając tam kuzynkę. Po chwili wróciłam ze ścierką i odkurzaczem w rękach. Szybko zrzuciłam kurz z szafek i innych im podobnych, a potem odkurzyłam panele.
Zegarek na mojej komórce wskazywał 22.13 PM. Zmieniłam czas na polski i stwierdziłam:
- Już trzynaście po jedenastej. Przepraszam, Kamila, ale jestem zmęczona.
Ziewnęłam. Chciałam wtedy tylko, by wyszła. Bym została sama i mogła w spokoju przetrwać aż do zaśnięcia.
- Nie ma sprawy. - mruknęła i po powiedzeniu cichego "Dobranoc" opuściła pomieszczenie.
A ja? A ja pogrążyłam się w swoich myślach.

~*~
 Jak widzicie - Daria powraca z nowym rozdziałem. Może nie jest zbyt ciekawy, ale już wiecie co wydarzyło się pomiędzy Collins, a Tom'em. Następne powinny być bardziej emocjonujący (tak planuję). :D 

Wasza Daria xx

środa, 10 lipca 2013

09. Casting cz.2/2

21 czerwca 2013, piątek
  Londyn, UK/Warszawa, Polska
WENA
*Perspektywa Megan*
Poczułam wibracje w kieszeni, więc odczytałam sms.
Od: Hope. <3
Treść: Przepraszam, że mówię to tak późno. Potrzebuję odpoczynku od Londynu. Postanowiłam wyjechać z kraju. Nie szukajcie mnie. Będę tęskniła. ;* Hope xoxo 
- Dziewczyny... - zawołała Angie, zalana łzami. Widziałam, że trudno było jej wypowiedzieć jedno słowo. Głos miała zachrypiony.
Od: Hopy. ;***
Treść: Od początku naszej znajomości wiedziałam, że jesteś moją najlepszą przyjaciółką i dziękuję Ci za to. Poznałam jakiś czas temu świetnego chłopaka. Wiedz, że robię to dla niego. Wyjeżdżam z Anglii. Czuję, że tak będzie lepiej. Powodzenia z chłopcami i w karierze. Na zawsze pozostaniesz w moim sercu. Przecież masz w nim swoje specjalne miejsce. Będę okropnie tęsknić. Nie wiem czy wrócę... Ale pamiętaj o mnie, dobrze? "Forever together". Kocham Cię. ;* <3 ;3 Hope xoxo 
 - Patrzcie. - rozkazała Alex.
Od: Hope. :*
Treść: Na początku nie dogadywałyśmy się ze sobą, jednak cieszę się, że z czasem to się zmieniło. Wiem, że mogę Ci ufać, więc wyjawię Ci, że wyjeżdżam z kraju. Nie szukajcie mnie. Już tęsknię. ;3 Hope xoxo
- Głupia zołza. - warknęła Tori, wskazując na wyświetlacz Sony Ericsson'a.
Od: H
Treść: Nigdy za sobą nie przepadałyśmy, ale do czasu sądziłam, że przestaniemy się żreć. Nie jestem aż tak tępa, by nie wiedzieć, że obgadujesz mnie za plecami. Zachowujesz się jak dziecko. To po prostu ŻAŁOSNE! Wyjeżdżam, chociaż pewnie masz to w dupie. Żegnam szanowną panią. Hope (od autorki: xoxo to uściski i buziaki, a Hope i Vic się nie lubią, stąd brak xoxo)
- Jedziemy? - zapytałam.
- Jedziemy. - odpowiedziały An i All.

*Perspektywa Hope*
Zaraz po wyjściu Tommy'ego zabrałam się za pakowanie. Wiedziałam, że tak będzie lepiej. Musiałam odpocząć od tłoku Londynu i od ludzi, którzy ranią mnie lub ja ich.
Wyjęłam czarną walizkę spod łóżka i po kolei wrzucałam do niej potrzebne przedmioty.
Miałam świadomość, iż Angie zaraz tu wpadnie, więc musiałam się sprężyć. Zabrałam tylko ubrania, trochę biżuterii, tusz do rzęs i błyszczyki. Resztę mogłam zakupić na miejscu, a gonił mnie czas. Włożyłam do przedniej kieszeni drugą parę trampek i uprzednio zamykając drzwi, zjechałam windą na parter, gdzie czekała na mnie zamówiona wcześniej taksówka.
Odetchnęłam z ulgą siedząc na siedzeniu w samochodzie.
Już mnie nie dogonią.
Postanowiłam powiadomić osobę, do której zmierzałam o przyjeździe. Wybrałam jej numer. Już po 1 sygnale usłyszałam w słuchawce melodyjny głos, którego tak lubiłam słuchać.
--* Magdalena Lis. Słucham?
-- Babciu? To ja, Hope. - oznajmiłam. Od dziecka płynnie mówiłam w ojczystym języku mamy.
-- Nadzieja? Miło mi cię słyszeć. - ucieszyła się. Starsza kobieta często zamiast Hope nazywała mnie Nadia, Nadka, Nadzieja, Nadziejka. Mniej więcej tak brzmiało moje imię w języku polskim. - Dawno się nie widziałyśmy.
-- Wiem... I właśnie postanowiłam to zmienić. Jestem w drodze do Warszawy. - wyjaśniłam powód mojego telefonu.
-- Jak wspaniale! Czekam, Nadio!
-- Całuję. Do zobaczenia. - zakończyłam rozmowę.

***
Zasiadłam już w fotelu. Samolot powoli ruszał z pasa, a ja wyjrzałam za okno.
Czas zacząć nowe życie, Hope. - powiedziałam sobie w myślach.
Wykończona wyjazdem opadłam na siedzenie i odpłynęłam. Obudziła mnie dopiero stewardess'a, informująca o rychłym wylądowaniu. Po wyjściu z latającej machiny odebrałam bagaż i podążyłam do domu Buni. Nie było daleko. Znałam doskonale drogę, ponieważ bywałam tu często.
Szybko przebyłam dystans dzielący mnie od domu rodzicielki mojej mamy i już chwilę później stałam przed drzwiami mieszkania. Zapukałam powoli. Otworzyła mi nastolatka.

Kamila była moją ukochaną kuzynką. Przyznam - trochę zmieniła się od mojego ostatniego pobytu w Polsce. Zdradziły ją duże usta i charakterystyczny pieprzyk pod lewym okiem. Miała tyle samo lat co ja.
- Hope? Jak miło cię widzieć! - zapiszczała po angielsku.
-- Tęskniłaam. - wymruczałam, rozkładając ręce, by zamknąć ją w uścisku. - Chudzielcu! Wyglądasz ślicznie.
-- Ty też, Hopy! - skomentowała, cmokając lekko i mierząc mnie wzrokiem (pozytywnie).
-- Kto to, Kamilko? - dobiegł głos z głębi domu. Rozpoznałam w nim nieznaczną chrypkę, którą słyszałam tylko u jednej osoby.
-- Już robi pierogi. - szepnęła w moją stronę. - Twoja ulubiona wnuczka pyta czy masz coś do jedzenia.
-- Nadziejka już jest? - wrzasnęła.
-- Widzisz od razu pomyślała o tobie. Ugh. - zaśmiała się, lekko szturchając mnie w bok. - Ranisz mnie, ale tak, babciu! - Zaraz dało się wychwycić odgłos szybkich kroków.
-- Nadia, nareszcie! - pochwyciła mnie w ramiona i wyściskała. Następnie wycałowała po policzkach i odstawiła na ziemię. - Marnie wyglądasz, skarbie. Utuczymy cię, utuczymy. Pierożki ruskie dla ciebie gotowe, słoneczko. - oznajmiła. - Zaprowadzisz ją do jej pokoju? - zwróciła się do dziewczyny.
-- Jasne. Chodź. - nakazała.

***
Moje "osobiste" pomieszczenie urządzono głównie z myślą o naturze, którą kierowałam się będąc dzieckiem. Ściany w zielonym odcieniu i pościel w niewielkie kwiatki idealnie do tego motywu pasowały. Na środku pokoju stało wygodne łóżko, obok niego stolik nocny z roślinką i biała szafa. Naprzeciwko legowiska mieściły się komody z kosmetykami. Szczerze mówiąc - były one już dosyć stare. Kochałam to miejsce. W dzieciństwie nazywałam je moją oazą.
Po chwili zauważyłam sporą ilość kurzu na szafkach, więc stwierdziłam, iż muszę tam posprzątać.
-- Nikomu nie pozwalała tu wchodzić, dlatego tak brudno. "To pokój Nadziejki!" - naśladowała głos starszej kobiety.
-- Oj, Milka, przesadzasz. - stwierdziłam, wkładając do szafy rzeczy.
-- Milka? Jej już nie ma. Minęła stara słodziutka Milka. Teraz jest Kamila. - mówiła, na co ja zareagowałam głośnym chichotem.
-- Proszę cię... Zawsze będziesz moją Milką, a ja zawsze będę twoją Hopy. To się nie zmieni, mała. - zażartowałam i wtuliłam się w nią. Wypakowałam jeszcze resztę przedmiotów i oznajmiłam: - Gotowe.
Wyszłyśmy z pomieszczenia oraz wkroczyłyśmy do salonu. Zatrzymałam się przy komodzie i oglądałam zdjęcia.
-- To było na ślubie mamy i Robert'a. - przypomniałam. Kamila delikatnie oparła swoją brodę na moim ramieniu i wyjrzała na fotografię.
- Pamiętam! Zabrałyśmy Robert'owi buty przed ceremonią. Biegał po całym budynku i szukał - Przyjęcie miało miejsce w Polsce w hotelu. - tych lakierek. Miał takie zaj*biste czarne skarpetki w czerwone kropeczki. No, no, nieźle było. - rozmawiałyśmy w języku używanym w Londynie, by babcia nie dowiedziała się o wybrykach.
- Ale oddałyśmy mu je. - zaprotestowałam. - Jego mina była bezcenna. "Robby, znalazłyśmy je w śmietniku". Przez pół godziny mył je w obawie przed śmierdzącą wpadką. Idiota. - podsumowałam.
- To chyba z twojej 18-nastki, nie? - kiwnęła. - Wtedy tak się schlałaś, że ja, Angie i James musieliśmy cię targać do pokoju siłą. Wyznawałaś miłość DJ'owi. Nie mówiąc o twoim zaplanowanym striptizie i akcie miłości dla niego. Boże, Milka.
- Wcale nie byłaś lepsza! Na swojej imprezce dostawiałaś się do Megan. Zdjęłaś jej spódnicę i próbowałaś bluzkę. - zaśmiałyśmy się.
- OMG, jaka sweet Hopy. - wskazała małe zdjątko w rogu ramki.
- A tu mini wersja Kamiś. - westchnęłam. - Ale miałaś śliczny uśmiech.
- Bo się rozczulam. - szepnęła. Moment potem obie ryczałyśmy jak głupie.
- Ty i Carls. - napomknęłam. Szybko otarłam łzy z policzek i dodałam: - Chodź jeść.
- Poczekaj. - złapała mnie za nadgarstek...
* - to rozmowa po angielsku, -- po polsku

~*~
Dziś mam urodzinki, więc daję Wam... uhm... prezent? No, na dziś tyle. 

Wasza Daria xx

czwartek, 4 lipca 2013

09. Casting cz.1/2

19 maj 2013, niedziela/21 czerwca 2013, piątek
Londyn, UK
*Perspektywa Hope*
Obudziłam się strasznie podekscytowana i nieco zestresowana. Tego dnia miał odbyć się casting do grupy tanecznej. Mogłam jednocześnie zyskać dobrze opłacalną pracę i rozwijać się w moim hobby. Lekko obawiałam się, że zobaczę tam James'a, lecz przecież on nie powinien niszczyć mojego życia swoją obecnością! Prawda?
Przecież moim chłopakiem był Tommy. Ojeju, jak to bosko brzmi! "Mój chłopak".
- Aww. - sapnęłam, po czym zerwałam się z ciepłego łóżeczka, na rzecz gorącej wody w wannie. Chciałam wypaść jak najlepiej przed pracodawcami. Miałam świadomość, iż na decyzję o przyjęciu wpływ może mieć wygląd, więc musiałam się "wystroić". Wzięłam odprężającą kąpiel. Po wyjściu wtarłam w siebie poziomkowy balsam. W samym szlafroku przygotowałam sobie tosta w kuchni i zjadłam go. Wróciłam do łazienki, gdzie umyłam zęby i twarz.
W sypialni wybrałam do ubrania różowy sweter z ćwiekami na ramionach, obdarte spodenki i czarne glany z ozdobami podobnymi do tych z górnej części ciała. Jak to miałam w zwyczaju - pomalowałam tylko rzęsy i usta. Włosy zostawiłam rozpuszczone stwierdzając, iż zwiążę je na miejscu. Prysnęłam jeszcze perfumem w swoją stronę. Spakowałam się do torby treningowej i wyszłam z domu.
Taksówką udałam się pod budynek, w którym odbywały się przesłuchania. Zapisałam się. Jakiś mężczyzna zaprowadził mnie do pustej garderoby. Tam zaczęłam zakładać strój do tańca.
Nagle ktoś wtargnął do pomieszczenia i szybko zatrzasnął drzwi. Pisnęłam. Byłam przecież tylko w staniku i spodniach. Chłopak odwrócił się i... oniemiałam.
- Przepraszam. - powiedział speszony. - Myślałem, że tu nikogo nie ma. - uśmiechnął się słodko. - Jestem...
- Wiem. - wyszczerzyłam się. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przede mną stał Niall Horan. Szybko założyłam bluzkę i odwróciłam się do niego.
- Co tu robisz? - zapytał nieśmiało, siadając na ławeczce naprzeciwko mnie.
- Przyszłam na casting. - wyjaśniłam. - Niall? Mogę ci tak mówić? - kiwnął niepewnie głową. - Dasz mi swój autograf? Uwielbiam was. - oznajmiłam, następnie wyciągnęłam spod koszulki naszyjnik "Directioner". Horan ukazał zęby, które pokrywał aparat.
- Jasne. - Machnął podpis w moim notatniku. - Będziesz tańczyła dla nas?
- Słucham?
- No, to nasza grupa taneczna.
- Byłoby świetnie. Tak w ogóle jestem Hope Collins. - wyjawiłam.
- Ok, Hoho. Muszę lecieć. - pożegnał się i wyszedł.

***
- Nie dam rady, nie dam rady. - psioczyłam Angie nad uchem. - Zaraz wychodzę. Nie dam rady.
- Uspokój się! - wrzasnęła siedząca obok niej Megan. - Uda się!
- Numer 157, Hope Collins proszona na scenę! Powtarzam: numer 157, Hope Collins. - rozbrzmiał głos z głośników.
- Raz kozie śmierć. - szepnęłam wychodząc zza kurtyny. Dziewczyny pokazały mi, że trzymają kciuki. Stanęłam na środku sceny, podziwiając jurorów - One Direction i nieznaną mi 3.
- Witaj, Hoho! - krzyknął Niall. Spuściłam zawstydzona wzrok.
Zauważyłam, iż Zayn dziwnie mi się przygląda. - Wybacz, że tak oficjalnie, ale muszę... Dlaczego uważasz, że powinnaś dostać się do naszej grupy?
- Bo kocham tańczyć i was też. - zachichotałam.
- Słyszeliście? Ona mnie kocha! - darł się Louis, którego Harry zmierzył wzrokiem. - A masz chłopaka?
- Mam. - odpowiedziałam, myśląc o blondynie.
- U Harry'ego już masz przerąbane. - skwitował umiejętnie Irlandczyk. - Hazzuś jest zazdrosny! Hazzuś jest zazdrosny!
- Wcale nie! - zaprzeczał Styles.
- Ogarnijcie się! - wrzasnął Zayn. - Zaczynaj. - dodał chłodno.
Miałam wrażenie, że mnie nie polubił.
Teraz liczy się coś innego!
Zamknęłam oczy, kiedy rozpoczęła się piosenka...

***
- Czas na ogłoszenie wyników! Zostają (...), Angelina Bell, (...) Megan Jones, (...) Alexandra Clark, (...) Victoria Turner. To już koniec, moi drodzy! - oznajmił starszy mężczyzna.
Czułam się okropnie. Serce mi pękało. Tak bardzo pragnęłam tej pracy. Widocznie nie byłam dosyć dobra. Postanowiłam jednak nie okazywać emocji, więc ze sztuczną maską wyszłam z budynku.
Po drodze do taksówki wpadłam na Mulata.
- Niechcący. - szepnęłam, będąc pod urokiem jego nieziemskiej urody i ślicznych oczu.
- Następnym razem uważaj. - mruknął z niechęcią.

*** ok. miesiąc później
"Jak tam?", "Jak się czujesz?", "Udało ci się?", "Dostałaś się?", "Przykro mi", "Będzie dobrze" - takie wiadomości od kilku dni dostawałam.
Do tego jeszcze od niedawna Tommy się nie odzywał. Straciłam już nadzieję, że to zrobi... Uznał, że to błąd?
Zadzwonił dzwonek. Podeszłam do drzwi, by otworzyć i zobaczyć, kto przyszedł. Moim jedynym zajęciem było siedzenie przed telewizorem, więc... Nie miałam nic do stracenia.
W okienku ujrzałam Tom'a z kwiatami. Już po chwili stał w środku.
- Coś przeskrobałeś? - zadałam sarkastycznie pytanie, patrząc na bukiet. On tylko spuścił wzrok i drżącym głosem wyszeptał...

*Perspektywa Megan*
- Szkoda mi Hope. - mówiła znów Angelina. - Tańczyła świetnie. Nie rozumiem, dlaczego jej nie przyjęli.
- Też mi jej szkoda. - potwierdziła Alexandra.
- Niedługo pierwszy występ. - ucieszyła się Victoria.
- Ja nie wiem... Może odejdę? Ze względu na Hopy. - dokończyła An.
- Chyba sobie żarty robisz! - huknęła nagle Tori. - Chcesz zaprzepaścić szansę na karierę przez księżniczkę Collins?
- Nie nazywaj jej tak! - wrzasnęłyśmy razem z All i Angie.
- Ale z ciebie przyjaciółka. - sarknęła Clark.
- Ja i ta... emm... eee... diva?! Nigdy! - odparła.
- Nigdy nie mów nigdy. - zarechotała starsza blondynka. Poczułam wibracje w kieszeni, więc odczytałam sms...

~*~
Dzień doberek! Tu znowu upierdliwa Daria. Przed Wami pierwsza część odcinka dziewiątego. Jak się podoba? Nieco spokojnie, ale uwierzcie, wystarczy poczekać tylko chwilę, a zacznie się dziać. Proszę o komentarze, bo to dla mnie ważne.

Wasza Daria xx

sobota, 15 czerwca 2013

08. Tajemnice

 LINK 
Zacznę od pytania: Dlaczego nikt z Was nie komentował 7? Chcecie to jeszcze czytać czy mam kończyć? 

18 maja 2013, sobota
Londyn, UK
*Perspektywa Hope* 
 Muszę ci coś wyznać. Moją wielką tajemnicę. Bo ja zakochałem się w tobie. - wyszeptał patrząc w moje oczy.
Jego mleczne tęczówki hipnotyzowały mnie i nie potrafiłam oderwać od nich wzroku. Czy to możliwe, że chłopak, którego poznałam wczoraj działa na mnie w taki sposób? Wywołuje ciarki na plecach i motylki w brzuchu.
Uśmiechnęłam się delikatnie, zaś Tom odwzajemnił ten gest. Zapomniałam o reszcie świata. Zjechałam spojrzeniem niżej, na jego śliczne, malinowe usta. Przebyłam tę drogę jeszcze kilka razy, po czym jakby bojąc się, iż z moim dotykiem zniknie, pogładziłam jego policzko opuszkiem palca.
Widziałam, jak powoli przybliżamy się do siebie, ale nie przeszkadzało mi to. Chciałam już poczuć jego wargi na swoich. Wreszcie po katordze, jaką były dla mnie sekundy powstrzymywania się, wpił się w moje usta. Na początku był bardzo delikatny, lecz po chwili sentymentalność ustąpiła miejsca namiętności i pożądaniu. Nasze języki współgrały ze sobą, oddech stał się nierówny. Na koniec lekko przygryzł moją dolną wargę.
Odsunęliśmy się do siebie, wyszczerzając ząbki. Nadal wpatrywał się we mnie, a ja czując, że robię się czerwona, spuściłam głowę.
- Wyglądasz szczególnie ładnie, gdy się wstydzisz. - skomentował. Podniósł jeszcze moją brodę do góry i pocałował czule.
- Więc jesteśmy parą? - zapytałam. Przy nim czułam się wspaniale. Nie musiałam udawać. Tak, jakbym wreszcie odnalazła siebie.
- Chciałabyś? - odpowiedziałam mu dłuższym buziakiem. Wiedziałam, że uśmiecha się.
Podróż dobiegła końca. Trzymając się za rękę, wysiedliśmy i pokierowaliśmy się w stronę auta Tommy'ego. Jechaliśmy pod mój dom dłuższą chwilę.
Pożegnałam się z nim w TEN sposób.
- Zadzwonię! - wrzasnęłam, wchodząc do mieszkania.
- Nareszcie jesteś, kochanie. - powitała mnie Georgia. - Muszę ci coś powiedzieć. Siądźmy. - zrobiłyśmy tak, jak mówiła. - Wiesz, że mamy kredyt? Brakuje nam pieniędzy na jego spłatę, więc bank sprzeda dom. My z Carly i Robby'm przeprowadzimy się do matki, ale ty musisz mieć inne lokum. Wiesz jaka jest Penelope (matka Robert'a). - wypowiedziała powoli mama. - Kiedy tata umierał kazał mi urządzić mieszkanie, w którym masz zamieszkać. To już czas. - dokończyła.
- Wspaniale! Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz?!- krzyczałam. - Wyprowadzę się już dzisiaj! Jedziesz ze mną?
- Mhm. - mruknęła. W drodze opowiedziała mi więcej szczegółów.

***
Stałam właśnie w małym salonie, zaprojektowanym w stylu glamour.

Rozmiar pomieszczenia nie przeszkadzał mi. Było przytulnie, tak jak lubiłam - to mi wystarczało. Dwie ze ścian pomalowano na fioletowo, zaś pozostałe dwie wyłożono tapetą (?). Na ścianie wisiały dwa lustra, obok nich lampa. W centrum postawiono bordową kanapę. Na niej leżała cała masa puchatych poduszeczek. Stolik stał tuż przed legowiskiem, obok niego pufa. Całość zdobiły posągi, jak gdyby manekiny z wystawy. Przed nimi mieściła się biały stolik z świeczką.
Kolejna była równie ładna kuchnia.
Białe meble ustawione były w kształcie litery U. Blatem okazała się marmurowa płyta. Z boku znajdowała się kuchenka i zlew, dalej czajnik, na środku kwiatek, z prawej lodówka. Okna przysłaniała kremowa firanka.
Przeszłam przez drzwi i ujrzałam małą jadalnię.
Na środku stał biały, śliski stół i cztery siedliska, a pod nimi czarny dywan. Na białej ścianie wisiał mój stary rysunek, zaś w rogu stojak.
Przyszedł czas na drugie piętro. Szybko wbiegłam po schodach na górę.
Przed oczami rozciągała się moja nowa sypialnia, która, nie powiem, była dosyć ładna.
Pokój urządzony był w bieli, czerni i różnych odcieniach różu. Na środku stało wielkie łóżko nakryte śnieżną pościelą. Przed nim pudło z nową biżuterią. Za nim półki z książkami, moimi ukochanymi fotografiami i budzikiem. Obok mieściła się duża szafa z podobiznami Wieży Eiffla, którą zawsze chciałam zobaczyć na żywo. W niej znajdowały się nowe ubrania, idealnie trafione w mój gust. Zaraz przed nią biurko i krzesło. Podłogą były panele, lekko zakryte dywanikiem, zaś ściany wyglądały jak pomalowane długopisem. Widziałam na nich pełno ciekawych wzorów.
Na deser zostawiłam sobie łazienkę. Kiedy do niej weszłam - oniemiałam.
Wyglądała, jak z pałacu królewskiego. Cała w beżu. Podłoga była lekko ciemna, jednak w większej części zasłaniał ją mięciutki dywan. Naprzeciwko drzwi stała śliczna wanna, otoczona baldachimem. Oświecała ją lampa, stojąca obok. Naprzeciwko niej wózek, na którym mieściły się mydełka, ręczniki itp. Obok toaletka z kranem i lustrem. Na niej stało mnóstwo kosmetyków. Przy ścianie stała druga szafa z ubraniami i fotel.
- Pięknie tu. - rozmarzyłam się.
- Muszę wracać, kochanie. Pierwszy miesiąc czynsz jest opłacony, ale później już musisz sama zapłacić skarbie. Tu masz kartę kredytową z resztą pieniędzy. Jest ich chyba 5000 zł. Niestety, nie mam możliwości dawania ci więcej, ponieważ sami jesteśmy w trudnej sytuacji. - posmutniała i podała mi prostokątną tekturkę.
- Pożyczę wam. - oznajmiłam twardo.
- Nie, skarbie... Mamy odłożone pieniądze. O nas się nie martw. - wytłumaczyła, po czym cmokając mnie jeszcze w czoło, wyszła.
Była godzina 5 PM, więc zaprosiłam jeszcze do siebie dziewczyny
Do: Angie. ;* <3, Megan. ;*, Alex. ;3, Vicky. ;3
Treść: Widzimy się za 10 minut w mieszkaniu nr * na ulicy *************. Później wytłumaczę o co chodzi. ;* Hope xoxo
Od: Angie. ;* <3
Treść: Już mknę, kocie. ;* Angelina <3
Od: Megan. ;*
Treść: Zaraz będę. :* Meg xx
Od: Alex. ;3
Treść: Ok. Do zobaczenia za chwilę. : ) AL3KSANDRA
Od: Vicky. ;3
Treść: Mam nadzieję, że masz ważny powód, bo jeżeli nie... wiesz co Cię czeka. -.- ViC
Wszystkie kulturalne tylko Victoria jak zawsze wredna, cóż...
Nie musiałam czekać na ich przybycie długo, bo tylko ok. 8 minut. Moje przyjaciółki od razu zaczęły wypytywać o powód pobytu w mieszkaniu. Usiadłyśmy na kanapie w salonie i zaczęłam opowiadać:
- Robert i mama są zadłużeni u ***** Bank, ale brakuje im pieniędzy na spłatę kredytu, więc bank sprzeda nasz dom. Penelope, czyli babcia Carls weźmie ich do siebie. Właśnie... Ich... Nigdy za mną nie przepadała, bo "gdyby nie ja Robby, Georgia, Carly i nienarodzone dziecko - Zauważyłam, że Meg, Aleksandra i Tori chcą mi przerwać, jednak uciszyłam je ruchem dłoni. - byliby prawdziwą rodziną". Więc zapewne postanowiła rozdzielić nas i nie pozwoliła mi pomieszkać u niej. Głupia siksa. Okazało się, że tata przed śmiercią kazał mamie urządzić dla mnie mieszkanie. Zostawił jej na to specjalnie odłożone pieniądze. Ona wykonała jego polecenie. Wiecie, taka "ostatnia wola" czy coś. Chciała przekazać mi je po ukończeniu 20 roku życia, ale nie miałabym gdzie się podziać, więc jestem tu teraz. - przerwałam, by wziąć oddech. - A jeżeli chodzi o dziecko to... mama jest w ciąży.
- Nie przejmuj się. - pocieszała Megan. - A mieszkanie po prostu śliczne.
- Właśnie. - zgodziły się pozostałe.
W taki oto sposób spędziłam cudowny wieczór w towarzystwie czterech nastolatek. Później wykąpałam się i kiedy już miałam kłaść się spać dostałam sms:
Od: Tommy. ;*
Treść: Dobranoc. Miłych snów, skarbie. ;* <3 Tom x
Do: Tommy. ;*
Treść: Miłych? Mam nadzieję, że będę śnić o Tobie. ;* <3 Hope xoxo
Od: Tommy. ;*
Treść: Ok, koniec! Spać, MÓJ kocie. ;* <3 Tom x
Wykonałam polecenie Tom'a i zasnęłam z uśmiechem.

~*~
Wasza Daria xx

czwartek, 2 maja 2013

07. Spotkanie czy randka?

17 maja 2013, piątek/18 maja 2013, sobota
Londyn, UK
*Perspektywa Alexandry*
- Nie jestem pewna, Vicky. - mruknęłam spoglądając krzywo na nastolatkę. - To głupi pomysł.
- Ojj, no nie bądź taka drętwa. - dodała swoje "3 grosze" Megan. - Będzie genialnie! - krzyknęła, po czym odtańczyła taniec... emm... nie miałam pojęcia jaki.
- I znowu będę musiała was pilnować, żebyście się nie upiły? - zapytałam sarkastycznie. - Nie pamiętacie już, co było na ostatniej dyskotece?
- Przesaaaadzasz... Raz na jakiś czas można się "chlejnąć". Uwielbiam stan nietrzeźwości. Zero problemów, czysta zabawa... Też powinnaś spróbować! - stwierdziła Vic, po czym zaśmiała się cicho.
- No nie wiem... - odpowiedziałam niepewnie. - Ale to będzie ostatni raz. - uległam swoim przyjaciółkom, które przybiły piątkę.

***
- Oszalałyście?! Nigdzie nie wyjdę w takim stroju! - protestowałam. Zmierzyłam je wzrokiem i dodałam: - Sama wybiorę sobie ubrania!
Tylko panterka, krótka spódniczka, wysokie szpilki, dekolt do pasa, odsłoniony brzuch?! To zdecydowanie nie mój styl.
Weszłam do toalety, sięgnęłam po odnalezioną wcześniej granatową koszulę bez rękawów, jasno-kremowe rurki, bransoletkę i czarną kopertówkę, po czym wciągnęłam je na siebie. Pomalowałam jeszcze tylko rzęsy i skierowałam się do salonu, w którym czekały już gotowe dziewczyny.
Megan miała na sobie szarą bokserkę z napisem "I VOTE FOR VODKA", czarną marynarkę, bordowe spodnie i torebkę oraz buty w kolorze kurtki.
Victoria ubrała się w kolorową sukienkę, ledwo zakrywającą pupę, wysokie, różowe szpilki. Do tego dobrała torebkę i kolczyki.
Przyznam - ich sposób ubioru nigdy mi się nie podobał. Wolałam spokojne, eleganckie stylizacje, a one...? Pierwsza zdecydowanie przepadała za ostrymi, zaś druga plastikowymi.
Westchnęłam widząc ich zszokowane spojrzenia. Wiedziałam, iż wcale nie chodzi o piękno stroju, lecz o to, że był mało wyzywający.
- OMG, Alex, jak ty wyglądasz. - skomentowała Victoria. - Innych ciuchów nie było?
- Daj mi spokój! - odpyskowałam.

***
- Chodź, po-po-po-potanczyc. - majaczyła Megan, doprowadzając mnie tym do szału. - Nie daj siem namafjać.
- Uspokójcie się! - prosiłam na próżno. Victoria dalej wylewała sobie na tyłek drinka, a Meg wariowała jeszcze bardziej. - Nie?! No to żegnam!
Szybkim ruchem zgarnęłam swoje rzeczy i wybiegłam z klubu, zostawiając tam pijane 18-latki. Miałam ich dosyć! Który to już raz odstawiały taki numer? 10, 50, może 100? Za każdym razem głuche obietnice "Nie wypijemy tyle", a ja tępa zgadzałam się na kolejną imprezę. Sytuacja powtarzała się ZAWSZE.
Myślałam, że pozostawienie ich tam będzie dobrym pomysłem. Po chwili stwierdziłam jednak, iż powiadomię James'a o wspaniałym pomyśle jego dziewczyny i towarzyszki. Napisałam więc sms'a do mężczyzny. Nie przejmując się już niczym powędrowałam do swojej kawalerki, w której mieszkałam samotnie od 2 lat. Rodzice przysyłali mi pieniądze.
5 minut później dostałam odpowiedź:
*Perspektywa James'a*
Okropnie zdenerwowany wsiadłem do samochodu ojca i podjechałem nim pod lokal. Zaparkowałem i pewnym krokiem skierowałem się w stronę wejścia. Bez problemu uzyskałem pozwolenie od ochroniarzy.
Teraz tylko znaleźć mojego skarba i Tori. To będzie przecież łat... Co ja gadam! Muszę dobrze wytężyć wzrok. 
Niedługo później odnalazłem Megan w kąciku sali, obściskującą się z jakimś typem. Podszedłem bliżej i zdałem sobie sprawę, iż to ON przyczepił się do NIEJ. Odepchnąłem chłopaka i przytuliłem do siebie przyszłą panią Smith.
- So ty tu ro-robisz? - wyjąkała z trudem.
- Przyszedłem zabrać Cię do domu. Gdzie Victoria? - zapytałem.
- Nje w-w-wj-wjem. - odpowiedziała cicho. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nigdzie nie dostrzegłem dziewczyny, więc jeszcze dogłębnie przeszukałem klub. Odnalazłem kompletnie pijaną Vicky w damskiej toalecie, kiedy... Wydalała wódkę i jedzenie.
Nie bawiliśmy się więcej, tylko wróciliśmy do mojego mieszkania, gdzie moja dziewczyna i jej koleżanka zanocowały.

*Perspektywa Hope*
Zasiedliśmy do stołu, a głos zebrali Robby i mama:
- Mamy wam coś do przekazania. Okazało się, że jestem w ciąży. - dokończyła Georgina.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Czułam złość i żal do pary. Łzy powoli napływały do moich oczu, jednak tuż przed swobodnym spłynięciem ich po policzkach wytarłam je opuszkiem palca.
Przywdziałam sztuczną maskę radości i fałszywie ucieszona zapytałam:
- Który to tydzień?
Georgia i Robert bardzo zdziwili się taką reakcją. Wiedzieli dobrze, iż nienawidzę "przyjaciela" matki. Zapewne wyczekiwali nagłego wybuchu, który miał NA RAZIE nie nastąpić.
- 8. - odparła mama, gładząc swój nieco okrągły brzuszek. Nie wiem, jakim cudem tego nie zauważyłam...?
No i zaczęło się. Sypały się w ich kierunku życzenia, gratulacje. Mdliło mnie, kiedy patrzyłam na tę "słodycz". Po jakichś 30 minutach wszyscy z powrotem zasiedli na krzesła i powróciliśmy do spożywania posiłków.
- Wspaniale, że Carly będzie miała rodzeństwo. - stwierdziła matka znienawidzonego przyszłego ojczyma.
Chwila, a ja?! Wredna, głupia siksa. Nigdy za mną nie przepadała.
- Cieszysz się, skarbie? - zadała pytanie starsza pani. Jej wnuczka lekko pokiwała głową.
Czy mówiłam wam już, iż Carls była tylko moją PRZYRODNIĄ siostrą? Dziewczynka ta urodziła się jako owoc związku mamy i Robert'a. Z początku sceptycznie podchodziłam do dziecka, ale z czasem pokochałam małą. Jedyne, co mnie w niej drażniło to nazwisko.
Czy lepiej brzmi "Carly McCurdy"? Nie! Wolałabym "Carly Collins". 
Jej rodzice zdecydowali się na pierwsze. Nie popierałam. Zacisnęłam dłonie w pięści. Zauważyła to siedząca obok mnie Angelina.
- Hope, coś się stało? - wyszeptała mi do ucha. Pokręciłam głową i rozluźniłam się.
Spotkanie trwało jeszcze godzinę, a potem wszyscy rozeszli się, zaś my z Georginą zabrałyśmy się za sprzątanie. Robby zagarnął córeczkę do spania.
- Jesteś zła? - zapytała cicho.
Myśli w głowie kłóciły się ze sobą. Sama nie wiedziałam, którego głosu powinnam słuchać.
Powiedz jej! Będzie ci lżej!
Zranisz ją! Zachowaj to dla siebie! 
- Nie. Bardziej zawiedziona. - odpowiedziałam. - Mówiłaś, że na Carls się skończy - dodałam z żalem.
- Robert i ja niedługo zostaniemy małżeństwem. Kochanie, to normalne, że chcemy mieć dzieci. Prawda? - wytłumaczyła. Kiwnęłam niepewnie głową. Mama odłożyła błękitną szmatkę na stół i podeszła do mnie, jednocześnie rozkładając ręce. Zrozumiałam przekaz tego czynu i mocno wtuliłam się w nią. - Kocham cię.
- Ja ciebie też. - odparłam.
Skończyłyśmy sprzątać i wróciłam do swojego pokoju. Tam wyjęłam z szafy moją ulubioną pidżamkę - szarą koszulkę na ramiączkach z napisem "I ♥ 1D", spodnie dresowe ze skróconą nazwą mojego ulubionego zespołu i serduszkami, czerwoną bieliznę w kropki, a by nie było mi zimno także szary szlafrok. W łazience napuściłam do wanny wody i wtopiłam się w nią, próbując zmyć z siebie ciężar dzisiejszego dnia. Po udanej kąpieli wytarłam się miękkim ręcznikiem i wysmarowałam ciało balsamem. Później położyłam się spać na pachnące poduszki i odpłynęłam.

***
Wstałam wypoczęta. Sprawdziłam godzinę - 12.07 PM. W pierwszej chwili przeraziłam się. Przecież powinnam teraz być w szkole. Zerwałam się z łóżka, lecz za moment znów na nie opadłam. Przypomniałam sobie o awarii toalet.
Niemądra ja! - ofuknęłam siebie w myślach.
Postanowiłam jeszcze na chwilę położyć pod puchatą kołderkę. Niestety, ktoś postanowił przerwać mi moment odprężenia. Usłyszałam dźwięk wiadomości tekstowej.
Ze względu na zbliżającą się... Tfuu! Zbliżające się spotkanie wstałam z legowiska i odświeżyłam się w toalecie. Wróciłam do sypialni i wybrałam z małej garderoby krótki top z całym One Direction i napisem "Vas Happenin?!", czarne, szarpane szorty, tego samego koloru Converse. Do tego dołożyłam bransoletki związane z nimi napisami oraz naszyjnik z wisiorkiem "Zayn". Obecnie mam passę na Malik'a, która znając życie przejdzie za kilka dni, aby ustąpić miejsca innej, typu Niall.
Tak, uwielbiam One Direction i nie wstydzę się tego. Noszę ubrania z nimi, śledzę ich poczynania w internecie. A ich muzyka? Lekiem na wszystko. Aww.
Związałam włosy w koka oraz zawiązałam bandanę. Pomalowałam jeszcze rzęsy i zbiegłam do kuchni. Przyrządziłam sobie śniadanie w postaci kanapek i wciągnęłam je szybko. Nim się obejrzałam była 01.32 PM. Nałożyłam trochę błyszczyka na usta i wyszłam z domu ucieszona spotkaniem z blondynem.
Doszłam do kawiarenki po 25 minutach, ponieważ uznałam, iż przyda mi się odprężający spacerek. Usiadłam przy jednym ze stolików i czekałam na chłopaka, który zjawił się trochę później. Przywitał mnie buziakiem w policzek. Zamówiliśmy sobie po latte. Zatopiłam wargi w gorącą kawę. Uwielbiałam to. Pianka powoli pobudzała moje zmysły. Doszłam do brązowego napoju. Oblizałam usta. Rozkosz. Jedno słowo, tak wiele znaczeń. Z przyjemności wyrwał mnie głos Tom'a.
- Dobra, księżniczko? - wyszeptał uwodzicielskim głosem. Na jego twarzy pojawił się łobuzerki uśmiech. Tak bardzo kochałam to u chłopaków. Obdarzyłam go tym samym.
- Pyszna. - mruknęłam cicho. - Ja już. - oznajmiłam i oparłam się o krzesło. Dopiero teraz Green zwrócił uwagę na mój strój.
- Aż tak ich lubisz? - zapytał.
- Kocham! - wrzasnęłam. - Są niesamowici.
- Kto to ten cały Zayn? - Z odległości wskazał na wisiorek.
- Zayn to mój mężulek. - wyjawiłam, a on tylko zaśmiał się. - Jest słodki, śliczny, genialny i w ogóle. - rozmarzyłam się. Później dowiedziałam się jeszcze, że Tommy też przepada za 1D. Zdecydowaliśmy się iść do wesołego miasteczka. Pogoda jak na Londyn była świetna.

***
- Może na początek rollercoaster? - zaproponował blondyn.
- Nie-e! - krzyknęłam.
- No chodź! - zaciągnął mnie do wagoniku. Czułam się jak w filmie romantycznym. On zabiera ją na randkę do wesołego miasteczka i proponuje tę atrakcję, ona boi się, ale wsiada, a później ze strachu tuli się do niego i buziak. Ewentualnie zwraca swoje śniadanie. Chyba wolę to 1!
Pasuje mi taki przebieg wydarzeń.
Więc wsiedliśmy. Powoli zaczynaliśmy się poruszać, a potem... widziałam tylko bluzę Tom'a. Z kolejki wyszłam nieco... emm... zmulona? Stwierdziliśmy z chłopakiem, że czas na coś spokojniejszego.
- Zamknij oczy. - poprosił Green, a ja przymknęłam powieki. Szliśmy dość krótko, potem straciłam grunt pod nogami, by odzyskać go na siedzeniu (?). - Już.
Okazało się, że siedzimy na ławeczce prowadzącej do czarnego tunelu.
- Muszę ci coś wyznać. Moją wielką tajemnicę. Bo ja...

~*~
Hej, koty! ;3
Jak się podoba rozdzialik? Nawet długi.

Wasza Daria xx

wtorek, 30 kwietnia 2013

06. Kolacja

 CZYTASZ = KOMENTUJESZ

16 maja 2013, czwartek
Londyn, UK
*Perspektywa Hope* 2 tygodnie 5 dni
Od feralnego dnia minęły prawie 3 tygodnie.
Nadal nie pogodziłam się z Jamesem, który wcale nie palił się do przeprosin. Może sądził, że to ja będę się przed nim płaszczyć? Co to, to nie, frajerze!
Niby był mi zupełnie obojętny... Widocznie dobrze udawałam. Okropnie było mijać go jakbyśmy się nie znali. Przecież tak było prościej! Ale dla kogo? Dla niego? Całe to ignorowanie kosztowało mnie strasznie dużo. Chciałam móc wtulić się w jego umięśniony tors. Zapomnieć o Bożym świecie. Wdychać godzinami jego wspaniałe perfumy, wirować z nim po parkiecie. Kochałam to, a z powodu kłótni musiałam tego zaprzestać. Czułam się jak dziecko, któremu odebrano zabawkę. Jak kot, któremu zabrano mleko czy Whiskas. Czy to dobre porównanie? Aaa, nieważne!
Co do Charles'a - zniknął tuż po wizycie w domu Angeliny. Policja zapewnia, że jest poszukiwany i możemy być spokojne...
- Hopy, słuchasz mnie? - wrzasnęła Megan, przerywając brutalnie moje rozmyślania.
Ach, tak! Zapomniałam o 1 małym szczególiku. Meg szybko dowiedziała się o zdradzie jej chłopaka. Niestety, była na tyle głupia, by wybaczyć Jim'iemu.
Dzięki Bogu, nie spotykamy się z brunetem. Nie wytrzymałabym jego obecności i widoku ich razem. Sam fakt ich związku przytłaczał mnie, a to... byłoby dla mnie jak śmierć.
- Tak, tak, jasne. Tylko jakbyś mogła powtórzyć. - mruknęłam, na co Angie, Victoria i Alexandra zachichotały. Zmroziłam je wzrokiem, lekko szczędząc przy tym mojej najlepszej przyjaciółki.
- Soczyście obrażałam właśnie naszą babkę od matmy. Co za jędza... - westchnęła. Wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem na nietrafne połączenie, mianowicie "soczyście obrażałam".  Po jakiejś, zdecydowanie dłuższej, chwili opanowałam się i stwierdziłam:
- Ok, ja się zbieram. - Obdarzyłam jeszcze każdą z nich uśmiechem i uściskiem, po czym skierowałam się w stronę wyjścia.
Londyński "Starbucks"* wcale nie był mały, za to urządzony bardzo przytulnie. Rozciągał się niczym korytarz. Najbliżej drzwi znajdowała się półka ze styropianowymi kubkami. Za nią lada, przy której stała blondynka, a pod nią masa propozycji i zamówień. Naprzeciwko nich postawiono wiele, wiele stołów i krzeseł, więc ludzie bez problemu mieścili się w kawiarence. Ściany pomalowano na jasny beż i brąz, zaś na podłogę nałożono drewniane panele. Duże, klasyczne lampy oświetlały lokal.
Szybko odwróciłam się w stronę wrót. Poczułam na piersiach gorący płyn. Jęknęłam głośno, podnosząc wzrok na swojego "oprawcę". Okazał się nim przystojny blondyn o czekoladowych oczach, które wciągały niczym głęboka otchłań piękna.
- Ojej, okropnie mi przykro. - tłumaczył się. Zdziwił się mocno, gdy zachichotałam. Trochę rozluźniło to napiętą atmosferę panującą pomiędzy nami. Chłopak szeroko uśmiechnął się. - Jestem Tom. Tak, właśnie Tom Green.
- Nic nie szkodzi. - speszyłam się. - Jestem Hope Collins. 
- Ładnie. - rozmarzył się. - Ups... Przeze mnie masz mokrą bluzkę. Wygląda na drogą. - mówił. Tylko nieznacznie pokręciłam głową, chociaż on i tak nie zwracał na to uwagi. - Daj mi swój numer. Załatwię Ci czek za to... - Wskazał dłonią na plamę. Podałam mu, jak prosił ciąg cyrf i zakładając skórzaną kurtkę pożegnałam się z chłopakiem.
Idąc betonowym chodnikiem nuciłam pod nosem "Wings", Little Mix. Owszem, należałam do Mixers i szczerze zazdrościłam im głosów.
- Aww... - mruknęłam i szybko zakryłam usta, dziwiąc się, że owe krótkie słowo wydobyło się z nich. Zaśmiałam się w myślach i pognałam dalej w stronę swojego domu.

***
Doszłam do niewielkiego mieszkania. Po przekroczeniu jego progu zdjęłam swoje sandałki i powędrowałam do salonu, z którego dobiegały mnie ciche wypowiedzi.
- Musimy jej powiedzieć. Musimy. - rozkazał szeptem nowy partner mamy.
John Collins - mój biologiczny ojciec 7 lat temu dowiedział się, że ma nowotwór. Nie chciał martwić ani mnie, ani swojej żony. Żył normalnie, nie przejmował się chorobą. Żadna z nas nie zauważyła jego lekkiego przybicia, utraty masy ciała. Wszystko brałyśmy za zwykłe starzenie się. Jednak stwierdzenia te okazały się nietrafne, kiedy tata zasłabł w pracy, a był genialnym, najlepszym na świecie biznesmenem. Zawsze wyspany, na czas. Wtedy zrozumiałyśmy, że dzieje się coś złego.
- Mamusiu? - zawołałam, widząc bliską wychodzącą z gabinetu lekarza. - Coś się stało? - Podbiegłam do niej i przytuliłam, chociaż, by zetrzeć duże łzy z policzków, byłam zbyt niska. Ona nie odpowiedziała nic, tylko nieznacznie się schyliła i pogłębiła uścisk. 
- Siądźmy. - zebrała wreszcie siły, by cokolwiek powiedzieć. Pociągnęła mnie lekko w stronę odrapanych, drewnianych krzeseł. - Skarbie... Tatuś jest chory, nie wyjdzie ze szpitala. Posłuchaj... Wiem, trudno ci to pojąć, ale on umrze. Musimy zostać z nim do dnia jego śmierci. Obiecujesz? - łkała.
- Obiecuję.
John walczył, ile tylko miał sił. Starczyło mu ich na 6 miesięcy... 
FRAGMENT PIOSENKI NIE MOJEGO AUTORSTWA
TEKST PIOSENKI "JEJ OSTATNI ROK" OLI KAWICKIEJ (NAPISAŁA GO I ZAŚPIEWAŁA) 
LINK DO GENIALNEJ PIOSENKI
TEKST NA POTRZEBY ROZDZIAŁU Z LEKKA ZMIENIONY Z UMIERAJĄCEJ DZIEWCZYNY NA MĘŻCZYZNĘ 
"Prawdziwa miłość połączyła ich
Walczyli do końca, choć brakło sił
On nie chciał by każdego dnia
Musiały patrzeć jak upada tak
Pomyśl jaki to był dla nich ból
Wiedząc, że w końcu odejdzie znów
Wiedząc, że w końcu nadejdzie czas
że wezwie go do góry, że odejdzie w dal... 


Dalej zegar bił, a poprawy brak
Jego ciało z dnia na dzień straciło blask
Mimo, że organizm walczył cały czas
On była jedną z najszczęśliwszych gwiazd
One całe dnie spędzały obok niego
Z zapartym tchem patrzyły w oczy jego
Nieważne, że kończył mu się czas
Dopóki byli razem, mogli radę dać
Mijały dni, gorzej z nim
Zbliżamy się do końca choć...
Wie, że z życiem musi żegnać się
Odchodzi szczęśliwy, bo one przy niej są
Uczucie pomogło mu pokonać strach, walczyć tak
Żona pod koniec pocałowała go i szepnęła do jego ucha: 

Zawsze razem, mimo to..."
Potrząsnęłam głową, próbując wytrącić z niej smutne wspomnienia.
- Ależ, Robby. - błagała moja rodzicielka. - Sądzę, że na razie powinniśmy to... zataić.
- Georgia... Sam już nie wiem. Rzeczywiście powinniśmy jej powiedzieć. Dziś. - zdecydował Robert. - Przygotujemy małe przyjątko dla naszych rodziców i.... - przerwał słysząc kroki w korytarzu.
A niech to! Przyłapali mnie! Chol(lll)era! - klnęłam w myślach. Powoli weszłam do pomieszczenia, w którym przebywali.
- Cześć, mamo. - Cmoknęłam ją delikatnie w policzek. - Dzień dobry. - dodałam chłodno, nie spoglądając nawet na "chłopaka" Georginy**.
Dlaczego za nim nie przepadałam? Nie mam zielonego pojęcia. Co mi zrobił? Czego nie? Właściwie nie mam podstaw, by go nie lubić.
Może boli cię fakt, że próbuje w jakikolwiek sposób zastąpić twojego ojca? - podpowiedział mi cichy głosik.
- Nie! - wrzasnęłam. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam, że na głos. Obecni spojrzeli na mnie dziwnie, a ja, tak jakby to była najzwyklejsza rzecz, wytłumaczyłam: - Po prostu zdałam sobie sprawę, że to, co myślę nie ma sensu. - zarechotałam. - Jest gdzieś coś słodkiego? - zapytałam, słysząc, jak głośno burczy mój brzuch. Georgia wskazała mi, gdzie mogę znaleźć Lion'a. Wyciągnęłam go z szafki i z papierka. Następnie wróciłam do salonu.
- Skarbie? Co powiesz na jakąś.... hmmm.... kolację. Zaprosiłabyś Angelinę i James'a. - zaproponowała. - Wyrobimy się do 5 PM? Jest - Sprawdziła godzinę. - 1 PM.
- Jasne! Tylko... James jest zajęty. - skłamałam. - Mówił, że nie ma czasu po południu.
- Załatwione.

***
Zaraz po zaproszeniu Angie zabrałyśmy się z mamą za przygotowanie jedzenia. Zajęło nam to godzinę.
Opuściłam kuchnię i wbiegłam do mojego pokoiku. 
Owe pomieszczenie urządzone było w przytulnym stylu. Dominowały w nim stonowane kolory. Zaraz po wejściu do sypialni widać było wielkie drzwi od szafy (nie widać ich na zdjęciu), w której na wieszakach wisiały ubrania. Po lewej stronie mieściła się blado-różowa toaletka, nad nią duże, okrągłe lustro, kilka kwadratowych półek, zaś pod spodem purpurowe pudełka z kosmetykami i beżowe pudło ze zdjęciami. Siedliskiem okazało się śliski taboret. Lekko z boku, za szafą postawiono białą meblościankę z różnymi książkami, zdjęciami, laptopem i zeszytami. Do mebla dostawione było krzesło. W rogu rozciągało się beżowe łóżko z porozrzucanymi poduszkami. Ściany pomalowano na jasne barwy, podłogę pokryto panelami i dywanikiem.
Otworzyłam na oścież garderobę i dobre 5 minut myślałam nad doborem odpowiednich ciuchów. Ostatecznie zdecydowałam się na wybór różanej, swoją drogą ślicznej, sukienki do połowy uda oraz brązowych kozaczków na koturnie. Stwierdzając, że muszę się odświeżyć zawlekłam swój szanowny tyłeczek do łazienki. Spędziłam w niej 30 minut. Wzięłam odprężającą kąpiel, jednocześnie umyłam włosy, wtarłam w ciało poziomkowy balsam i wysuszyłam "kłaki", które opadały mi wolno na ramiona. Wykonałam jeszcze podstawowe czynności, typu: mycie zębów, i wyluzowana oraz pachnąca moimi ulubionymi owocami wkroczyłam do swojego królestwa.
W mig zamieniłam szlafrok i kapcie na wybraną stylizację. Pociągnęłam po powiece czarnym eye-liner, maznęłam wargi brzoskwiniowym błyszczykiem oraz założyłam biżuterię w postaci naszyjnika z sercem i kolczyków.
Gotowa, przed zejściem na dół, przystanęłam przy zwierciadle i przyjrzałam się sobie.
Za duży nos, grube nogi, biust też mógłby być większy, tu krosta, tam przebarwienie, usta suche, krótkie rzęsy... Ale w połączeniu z "łaszkami" nie jest tak źle.
Uśmiechnęłam się do odbicia. Ledwie zdążyłam wejść do salonu, kiedy do moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka .Powędrowałam otworzyć przybyłym gościom. Okazali się nimi rodzice Robert'a i Georginy. Nie zdziwiłam się - w końcu... eee... emm... przypadkowo usłyszałam rozmowę partnerów.
Na moją przyjaciółkę musiałam poczekać jeszcze kilka minut. Angelina ubrała się w oczojebną, różową sukienkę, smoliste legginsy i tego samego kolorku szpilki. Dobrała do tego jeszcze ozdobę na szyję podobną do mojej i bransoletkę. "Nitki" związała wysoko w kucyka.
Zasiedliśmy do stołu, a głos zebrali Robby i mama:
- Mamy wam coś do przekazania. Okazało się, że...

* To jest wnętrze innego Starbucks'a. 
** Bohaterki często w myślach nazywają swoje matki po imieniu.

~*~
Na początek chciałabym przeprosić za to, iż musieliście czekać na nowy rozdział miesiąc. Niestety, mam dużo obowiązków związanych ze szkołą i domem. Nie będę już, tak jak w zimie, poświęcać niemal całego wolnego czasu na skrobanie kolejnych słów. Są spotkania ze znajomymi, sporty... Pozostali bloggerzy na pewno mnie zrozumieją.
Jak może zauważyliście ten post jest nieco dłuższy od poprzednich. Jest to małą rekompensatą za długą nieobecność nowości itp.
Podoba się? Wybaczcie - Hope i James na razie się nie pogodzili. Nadal zastanawiam się czy to w ogóle nastąpi.
Dziękuję wszystkim osobom, które czytają mojego bloga, a w szczególności użytkowniczce Ol Ga, która komentowała prawie wszystkie rozdziały. Jeżeli czytacie - komentarz. ;*

Kocham,
Wasza Daria xx

niedziela, 31 marca 2013

05. Charles...

28/29 kwietnia 2013, niedziela/poniedziałek
Londyn, UK
*Perspektywa Angeliny*
Wraz ze swoją mamą siedziałam przy stole w kuchni, przeglądając nasze ulubione kolorowe pisemka o modzie. Co jakiś czas wybuchałyśmy śmiechem, komentując niecodzienne stylizacje modelek oraz dziwne nazwy ubrań. Ogromnie cieszyłam się, iż mam tak dobry kontakt z rodzicielką i pomimo niemałej różnicy wieku rozumiałyśmy się bez słów. Spokojnie mogłam nazwać ją swoją przyjaciółką.
Podniosłam wzrok na spoczywającą obok mnie kobietę. Rzeczywiście, jesteśmy nieco podobne. 
Przyjrzałam się jej bardziej. Urzekała wyglądem. Była naprawdę niesamowicie piękna. Blond włosy spięła w kucyka, ale jeżeli chodzi o twarz, to postawiła na naturalność. Za to ją ceniłam. Nie bała się wyjść na ulicę bez makijażu.
Ten zabieg od 13 roku życia był mi niesamowicie potrzebny, a obawa jaka rodziła się razem z myślą "nie maluj się!" przewyższała tę drugą. Mogłabym nawet stwierdzić, iż uzależniłam się od codziennego nakładania tapety.  
Cóż... Chyba trzeba będzie się ciupinkę zmienić.
Moje poetyckie rozmyślania (czujecie ten sarkazm?) przerwało pukanie do drzwi. Właściwie nie tyle stukanie, co walenie. Z lekką obawą podeszłam do "wrót" i nie patrząc przez noktowizor otworzyłam je.
Dopiero po chwili zrozumiałam jak wielki błąd popełniłam...
Do pomieszczenia wpadł blondyn. Niemal od razu rozpoznałam w nim swojego okrutnego brata. Zamarłam.
- Hej, myszko. - zarechotał, muskając mój nos swoim długim, kościstym palcem. Szybko odsunęłam twarz i zaczęłam iść w stronę nie mniej niż ja, przestraszonej matki. - Nic się tu nie zmieniło. Zupełnie.
- Nie byłeś tu. - oznajmiłam chłodno.
- Doprawdy? Zdziwiłabyś się, siostrzyczko. - wysyczał. Przemierzył cały pokój i stanął obok nas, mrużąc oczy. - Gdzie ona jest? Gdzie jest MOJA Hopy? - zapytał Charles. Ton, jakim mówił spowodował u mnie dreszcze. Przetarłam oczy, z których poleciały już pierwsze łzy żalu, by odpyskować:
- Gó*no ci do tego! Wyjdź albo wezwę policję. - sarknęłam. Obawiałam się jego reakcji i tak jak się spodziewałam nie przyjął tego zbyt dobrze. Sama nie wiem dlaczego to powiedziałam, ale poniosły mnie emocje. Zamachnął się i wymierzył mi siarczysty policzek. Zatoczyłam się do tyłu z bólu. Trzymając rękę na pieczącym miejscu wrzasnęłam:
- Wypi***alaj! - Wskazałam wskazującym palcem drugiej dłoni na dwór. Ku mojej, niewielkiej w tamtym momencie, uciesze przestępca wycofał się na zewnątrz. Mama zakluczyła drzwi na 4 spusty, a ja tylko usiadłam na kanapie. Z trzęsącymi się rękami wyjęłam z kieszeni komórkę i wybrałam numer mojej najlepszej przyjaciółki, która odebrała po 2 sygnałach.
- Hope? - zapytałam, płacząc.
- Angie? Co się stało? - próbowała mnie ją pocieszyć i dowiedzieć się co nieco o zaistniałej sytuacji.
- O-on wró-wrócił. - wyszeptałam, dławiąc się łzami.
- Czego chciał? - rzuciła beznamiętnie w stronę słuchawki, chociaż byłam pewna, iż tak naprawdę w środku targały nią niemałe uczucia.
- Hopy, on szuka ciebie. - wypowiedziałam łamiącym się głosem.
- An, to nie czas na żarty! Angie! Angelina! Powiedz, że żartujesz?! Toć, on jest przestępcą! Powinien teraz cierpieć w pudle! Rozumiesz? - histeryzowała. Niemal zawsze tak reagowała na upiór przeszłości.
-  H, proszę, uspokój się. - powiedziałam już nieco spokojniej. - Zadzwoń do James'a. Przywiezie cię do mnie. Jestem pewna. - tym zdaniem zakończyłam konwersację z Collins.
Szukając punktu zaczepienia wzroku natrafiłam na pełne obawy i troski spojrzenie rodzicielki. Nie czekając na zbędne słowa wtuliłam się w nią, zaś ona czule głaskała mnie po plecach. Przynosiło mi to ukojenie. Przyśpieszony oddech spowolniał. Podniosłam głowę w górę.
- Idę do pokoju. - rzekłam i nie spiesząc się nazbyt wkroczyłam do swego królestwa. Opadłam na materac.


Rozejrzałam się.
Leżałam na miękkim łóżku nakrytym fioletowo-różowo-białą pościelą. Za nim mieściło się okno, a po prawej stronie dwie szafy-lustra, w których schowane były moje ubrania. Obok stała toaletka z szufladą, a na niej moje zdjęcie, kilka świeczek i wazon. Siedliskiem okazał się taboret z puszystą górą. Na środku pomieszczenia leżał fioletowy dywan. Większość ścian pomalowano na biało, tylko na jednej znajdowała się tapeta w kwiaty. Podłoga to żółta wykładzina, przyjemna w dotyku. Wszystkie meble wykonane z czarnego drewna. Ogólnie przytulnie, jednak nie do końca bogato. Wcale nie kąpaliśmy się w pieniądzach, a mnie to lokum zdecydowanie pasowało.
Nie rozmyślając już nad zaistniałą sytuacją odpłynęłam do Krainy Morfeusza.

***
Obudziłam się następnego dnia. Słońce mocno świeciło, a po głębszym przyjrzeniu się wyświetlaczowi telefonu przeczytałam 4 liczby: 10.56 AM. Odczytałam także sms'a i opisałam krótko:
Od: Hopy. ;***
Treść: Dzisiaj nie przyjdę. Pokłóciłam się z Jamesem. Trzymaj się, a jakby coś wzywajcie policję. Przepraszam. Spotkamy się jutro. ;3 Hope xoxo
Do: Hopy. ;***
Treść: Czekam u siebie o 12 AM. ;* Angelina <3
Odłożyłam sprzęt na półkę. Wykonałam poranną toaletę i stojąc przed garderobą, rozmyślałam, co ubrać. Po jakimś, bliżej nieokreślonym czasie wybrałam moją ukochaną białą bokserkę, czerwoną marynarkę, uwielbiane przez James'a rurki z flagą USA oraz czerwone bardzo wiarygodne podróbki Vans'ów. Po nałożeniu ciuszków postanowiłam wykonać swój "must have" w postaci szarego cienia, korektora i ledwie widocznego krwistego błyszczyka. Do dziurek włożyłam kolczyki wąsy. Obejrzałam się w zwierciadle i stwierdzając mój wygląd na "ujdzie w tłumie" wbiegłam do kuchni. W samotności przygotowałam sobie tosta z nutellą i łapczywie zjadłam go. Na zegarku ujrzałam 11.53 AM.
Te 7 minut wykorzystałam jeszcze na przejrzenie twitter'a. Moją uwagę przykuł 1 z nowych wpisów Megan:
"@james_smith, czekam na jutrzejszy dzień z tobą, diable. I <3 you. :*"
Z niedowierzaniem wpatrywałam się w ekran laptopa, analizując fakty. Ona... i on.... razem...? Parsknęłam śmiechem. Szkoda mi chłopaka... Odłożyłam wyłączony już sprzęt na toaletkę. "Ding, dong!" - dobiegł do moich uszu dźwięk. Zerwałam się w miejsca. Wiedziałam, iż to Hope. Mama była w pracy, więc musiałam sama otworzyć drzwi.
Kiedy to zrobiłam zobaczyłam w nich niesamowicie śliczną (naprawdę, dziewczyna zabija urodą) H. Zlustrowałam ją wzrokiem i niemal zakochałam się w jej "łaszkach". Miała na sobie brzoskwiniowy top, kwieciste legginsy oraz wysokie, czarne koturny. Obie części garderoby idealnie podkreślały jej nieziemską figurę. Do tego dobrała lakier w kolorze bluzki, wiele srebrno-czarnych bransoletek i smolistą torebeczkę.
Pomimo wspaniałego wyglądu jej twarz nie wyrażała uczuć, a usta lekko drgały.
- Wejdź. - zaprosiłam nastolatkę gestem ręki do środka. - Nie ściągaj butów. - mruknęłam, widząc jak usiłuje zdjąć obuwie. Usiadłyśmy na kanapie w salonie. - Więc? Opowiadaj... - zachęciłam Hopy, a ona bawiąc się palcami zaczęła swoją wypowiedź:
- Wiesz, Angie? Gdy zadzwoniłaś do mnie i powiedziałaś o powrocie Charles'a... Coś we mnie pękło. Może i to zabrzmi tandetnie, jak te meksykańskie telenowele, ale to prawda, więc proszę wysłuchaj, co mam do powiedzenia. Od dawna tłumiłam w sobie złe emocje. Wtedy myślałam, że to dobry lek na zapomnienie. Że z czasem w niepamięć pójdzie krzywda, wyrządzona przez Chuck'a i wszystkie inne problemy. Dopiero wczoraj zrozumiałam, iż zachowywałam się jak zwykły tchórz. Powinnam wykrzyczeć światu: To boli! Nie ukrywam: chciałabym uciec od tych wspomnień. Wymazać to z pamięci i żyć jak dawniej... Jednak nie potrafię. To będzie ciągnęło się za mną do końca mojego zakichanego, okropnego życia, które od urodzenia nie oszczędza mi krzywd. Uświadomiłam sobie, iż jestem dla ciebie tylko ciężarem. Najlepiej będzie, jeżeli... - zawahała się, jakby szukając odpowiednich słów. Spojrzałam w jej zaszklone, głębokie, brązowe oczy, w których dostrzegłam ból i żal. Ona uczyniła to samo. Obraz zamazywał się, a po chwili buchnęłyśmy płaczem.
Nie mówiąc nic więcej wtuliłyśmy się w siebie. Zawsze czułam się przy Collins bezpieczna i potrzebna. Kochałam ją jak siostrę. Nie ukrywałam, iż liczyłam na to samo.
- Nawet tak nie mów. - uciszyłam Hope. Ukryłam twarz w jej kasztanowych włosach.
- An, nie płacz. - wyszeptała, delikatnie odsuwając się od mojego ciała. Kciukiem otarła słoną łzę, toczącą dróżkę na policzku, choć ona nie była mniej mokrusieńka na twarzy. Ze stolika zabrała cienki, śnieżny materiał i włożyła go do mojej ręki. Otarłyśmy wielkie krople i nieco bardziej spokojne powróciłyśmy do rozmowy.
- Ale co z Jamesem? - zapytałam, wspominając o sms'ie, którego mi wysłała, a konkretniej o jego zawiłej treści.
- Właśnie... - przeciągnęła. Zaszlochała i kontynuowała: - Mieliśmy jechać do ciebie. Pocałowaliśmy się. Potem on zachował się jak zwykła świnia. Olał to. Rozumiesz? - syczała bez żadnych emocji, a słowa, które płynęły z jej ust okazywały jej fałszywą obojętność. Zbyt długo znałam szatynkę, by nabrać się na jej gierki.
- On zdradził Jones. - stwierdziłam. - A casting? Co o nim myślisz?
- Pójdę. - oznajmiła.

***
H już dawno pojechała do swojego domu. Tam uspokoi się i ochłonie. Oczywiście oddaliła się taksówką, bo na jazdę tym jej gruchotem nie pozwolę! W natłoku straszliwych emocji wystukałam na klawiaturze kilka ostrych słów i zadedykowałam je Jim'owi:
@james_smith, kochanie. ;*********** Najlepiej by było, gdybyś się nie urodził. Jesteś cholernym dupkiem. Bawić się dwiema? Ojj, nieładnie. Mam nadzieję, że @megxx szybko rozszyfruje twój okropny charakter i rzuci cię z hukiem! Tylko na to czekam! Zgiń, przepadnij ośle! Jednak wiesz... Kocham cię, bejbeee. ;* Mogę być tą trzecią? ;3 <3
Zachichotałam. Uwielbiałam wyładowywanie się na twitterze. Udostępniłam jeszcze:
@megxx, wiesz, że za sobą nie szalejemy, ale sądzę, że czas całkowicie zakopać topór wojenny. Dodatkowo na pojednanie mam dla ciebie wartościową informację. Twój ukochany James (jestem jego trzecią <3) zdradził cię z bliską mu dziewczyną; nie ze mną, broń Boże, ja w takich typach nie gustuję! On lubi ładne, więc nie dziwię się, iż wybrał was. Pamiętaj, nie możesz mu odpuścić! Parszywa świnia. -.- ;( ;| 
Przed zaśnięciem dostałam jeszcze wiadomość tekstową:
Od: James
Treść: Co ty wyprawiasz? Meg nie może się dowiedzieć! ;X James  Xx
Do: James
Treść: Odwal się ode mnie! Dowie się. Na dobranoc kocham cię, bo jestem tą trzecią bejbeee. ;* Angelina <3
Potem zamknęłam oczy i odpłynęłam...

~*~
Kocham,
Wasza Daria  xx

niedziela, 17 marca 2013

04. Upiór przeszłości

28 kwietnia 2013, niedziela
Londyn UK
*Perspektywa Hope*
Uczyłam się, kiedy usłyszałam dzwonek telefonu. Szybkim ruchem przeciągnęłam zieloną słuchawkę po ekranie.
- Hope? - zapytał ktoś po drugiej stronie słuchawki, płacząc. Dopiero po chwili spostrzegłam, że rozmawiam z moją najlepszą przyjaciółką, Angeliną.
- Angie? Co się stało? - próbowałam ją pocieszyć i dowiedzieć się co nieco o zaistniałej sytuacji.
- O-on wró-wrócił. - wyszeptała, dławiąc się łzami.
Niesamowite, jak szybko wspomnienia powracają...

*Perspektywa Hope* 5 lat wcześniej
- A teraz zapłacisz za tę krzywdę, którą wyrządziłaś mnie i innym! - wykrzyczał mi prosto do ucha i oddalił się. Po raz kolejny tamtego dnia gorzko zapłakałam. 
- Nic ci nie zrobiłam! Chuck, proszę. - rzekłam błagalnym tonem, widząc jak mężczyzna powolnym krokiem zbliża się w stronę krzesła, do którego wcześniej mnie przywiązał. Straciłam cząstkę sił, gdy ujrzałam w jego ręce duży, zapewne ostry nóż. - Oni się dowiedzą! - protestowałam. Szarpałam sznurami, ale były zbyt mocne.
- Mylisz się, Hopy. - wymruczał. - Wyobraź sobie, że nikt cię nawet nie szuka, skarbie. - Przetarł smolistą ściereczką narzędzie kuchenne i bawił się nim, kręcąc wzorki tępą stroną, na mej szyi.

*Perspektywa Hope*
Nie pamiętam nic więcej.
A przecież wszystko zaczęło się od poznania rodziny An.
Charles lub jak kto woli - Chuck, był bratem Angie. Mieszkaliśmy naprzeciwko siebie w Nowym Yorku. Nasi rodzice byli przyjaciółmi, a my nie stroniliśmy od przebywania w "trio".
Miałam 14 lat, kiedy zadłużyłam się w o 4 lata starszym blondynie. Widywaliśmy się, wydawało się, iż nic, a nic nie zmieniło się w naszych relacjach. Codzienne czułe gesty z jego strony wprawiały mnie w osłupienie, ale nie byłam świadoma uczuć swojego przyjaciela i jego... choroby psychicznej. Z czasem zostaliśmy parą, choć od początku czułam toksyczność tego związku. Robił mi awantury o każdego chłopaka. Miarka przebrała się, gdy zakazał mi spotykać się z innymi osobnikami płci męskiej. Zerwałam z nim, chyba za mało delikatnie.
Tego feralnego dnia mama i tata wyjechali do kuzynostwa. Nie miałam ochoty na spacery po górach, więc jako jedyna pozostałam w domu. Wieczorem położyłam się spać... Obudziłam się w szopie, a dalszy przebieg wydarzeń znacie.
Zemdlałam ze strachu. Ocknęłam się w szpitalu. Złapali go. Poszedł do więzienia za porwanie. Próba zabójstwa nie została mu udowodniona. 
Wyszedł. Minęły już 4 lata.
Przeraziłam się. Myśl, że ten typ był na wolności wzbudzała we mnie ogromny niepokój. Próbowałam na próżno uspokoić trzęsące się ręce. Po trudnych zmaganiach z narastającą gulą w gardle, zadałam pytanie, dręczące moją głowę:
- Czego chciał? - rzuciłam beznamiętnie w stronę słuchawki, chociaż naprawdę w środku targały mną niemałe uczucia.
- Hopy, on szuka ciebie. - wypowiedziała łamiącym się głosem Angie.
- An, to nie czas na żarty! Angie! Angelina! Powiedz, że żartujesz?! On jest przestępcą! Powinien teraz cierpieć w pudle! Rozumiesz? - histeryzowałam. Niemal zawsze reagowałam tak na upiór przeszłości.
-  Hope, proszę, uspokój się. - powiedziała już nieco spokojniej. - Zadzwoń do James'a. Przywiezie cię do mnie. Jestem pewna.

***
Siedziałam w czerwonym samochodzie bruneta, głośno szlochając i mocząc jego umięśnione ramię. Odpuściłam. Uwolniłam ciążące na sercu emocje.
- Hopy... - zaczął niepewnie, patrząc głęboko w moje oczy. - Wszystko będzie dobrze. Proszę... Przestań płakać. Cii... - uspokajał mnie cichym, troskliwym głosem. 
Ze zdziwieniem przyglądałam się James'owi.
Szybko oblizał wargi, by po momencie wpić się w moje usta. Powoli tonęłam w jego idealnie brązowych tęczówkach. Oddech niebezpiecznie przyśpieszył, języki współgrały ze sobą, tańcząc dziwnie. Bez sprzeciwu przyjęłam całą sytuację. Na chwilę czas zatrzymał się. Byliśmy tylko ja i on. Nikt więcej.
Tego potrzebowałam. Jego bliskości, wsparcia.
Wreszcie opamiętaliśmy się. Nadal mierzył mnie wzrokiem z pożądaniem, natomiast ja szybko uciekłam wzrokiem w inną stronę. Nerwowo ruszałam kostkami rąk.
- Przepraszam. To nie powinno się stać. - stwierdził zwyczajnie, doprowadzając mnie tym do szału.
- No wybacz! - wydarłam się, marszcząc brwi. - Więc najpierw mnie całujesz, a teraz masz to w dupie? - wyrzucałam z siebie zdania. - Ku*wa! Ale z ciebie mężczyzna! Zmarnowałam tylko czas! - Wybiegłam z pojazdu, czując zimne krople wody na głowie.
- Hope, zaczekaj! - wołał mnie, ale ja tylko pokazałam mu środkowy palec i pobiegłam dalej.
Biegłam, rozmyślając nad sensem mojego życia.
Wszystko to jest popie**olone. Jestem zwykłą, głupią dziewczynką, nie radzącą sobie w brutalnym świecie. 
Wyjęłam komórkę i wystukałam sms:
Do: Angie. ;* <3
Treść: Dzisiaj nie przyjdę. Pokłóciłam się z Jamesem. Trzymaj się, a jakby coś wzywajcie policję. Przepraszam. Spotkamy się jutro. ;3 Hope xoxo

~*~
Przepraszam za długą nieobecność nowego rozdziału, ale nie miałam czasu. ;*
1) Podoba się rozdział?
2) Cieszy Was, iż James i Hope się pocałowali? *.* Co z Megan?
3) Jak myślicie, co będzie dalej? Czy Homes się pogodzą? Chcielibyście?
4) Lubicie wątek z Chuckiem? Przeczytalibyście jeszcze coś z nim, np. co się działo z perspektywy Angie?
5) Zadacie pytanko bohaterowi? (kliknij na serce)

Wasza Daria xx

wtorek, 5 marca 2013

03. Ona jest moją dziewczyną!

26 kwietnia 2013, piątek
Londyn, UK
*Perspektywa Hope*
- Wiesz, Hopy? - zaczął, bawiąc się kosmykiem moich włosów. To co usłyszałam potem zwaliło mnie z nóg, zdecydowanie niepozytywnie. - Megan ma za tydzień urodziny, tak? - odpowiedziałam mu niepewnym kiwnięciem głową. - Bo my... - wyjąkał, strzelając palcami. - Bo my... ze sobą... chodzimy. - dokończył powoli, biorąc głęboki wdech.
Moje uczucia wtedy - były nie do opisania. Czułam, iż moje oczy pokrywała szklana warstwa łez, a usta drgały. Serce pękało, myśli mieszały się w głowie. Szybko przetarłam swoje "patrzydełka" rękawem bluzki.
Przed sobą ujrzałam James'a i Megan, namiętnie całujących się. Tyle czasu starałam się zbliżyć do niego, a ona... Ona zwyczajnie, bez żadnych skrupułów została jego dziewczyną?! Przecież wiedziała, co wszystkie czujemy do bruneta.
Mocno zacisnęłam powieki, ale i to nie pomogło. Po policzku spłynęła jedna, samotna łza, niestety zauważona przez mojego przyjaciela.
- Hope? Wszystko dobrze? - zapytał, kładąc na moim ramieniu dłoń. Delikatnie ją strąciłam i wysiliłam się na sztuczny uśmiech.
- Cieszę się, że wreszcie kogoś sobie znalazłeś. - wypaliłam. - Może my będziemy się zbierać?
- Nie, zostańcie jeszcze. - poprosił. - Mam jeszcze jedną wiadomość.
- Po tym co usłyszałam chyba mam dość zaskoczeń na dziś. - zaśmiałam się. Na szczęście on uwierzył w mój nierealnie wesoły nastrój, a ja odetchnęłam w duchu z ulgą.
- Więc, moja droga Hopelino, posłuchaj...
- Hopelino? - powtórzyłam, zanosząc się głośnym śmiechem. Zmroził mnie spojrzeniem, a ja tylko machając rękoma na znak poddania się, dodałam: - Ok, ok.
- Dostałem pracę. - pochwalił się.
- Brawo! - wrzasnęłam. Przytuliłam go lekko.

Całe moje rozgrzane ciało przeszedł przyjemny dreszcz, zapach jego nieziemskich perfum pieścił moje nozdrza, zaś motyle ukryte głęboko w brzuchu tańczyły dziwny, przyjemny taniec.
- Choreograf. - oznajmił, jednocześnie poruszając zabawnie brwiami. - Coś jeszcze miałem... A no tak! Więc za trzy tygodnie odbędzie się casting do grupy tanecznej, dla której będę wymyślał układy. Zgłosiłem waszą piątkę! Czujesz to? - zapytał, teatralnie wdychając powietrze. Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem.
Taniec był moją pasją niemal od urodzenia. Zawsze brylowałam wśród znajomych i odpowiadało mi to. Naprawdę. Uwielbiałam każdy jego rodzaj. Hip hop, disco, towarzyski. Nazwa była bez większego znaczenia.
Na szczęście, nie byłam osamotniona z powodu mojego hobby. Znalazłam wielu przyjaciół, z którymi ćwiczyłam. Bez skrępowania, na luzie.
- Żartujesz. - skwitowałam, na co on pokazał swoje białe ząbki.
- Wcale nie. - zaprzeczył szybko. Następnie wstał z legowiska i wyciągnął ku mojej osobie dłoń. - Zatańczysz? - zadał pytanie, przy tym próbował nie wybuchnąć śmiechem. Dławiąc się chichotem sięgnęłam po jego rękę i nie śpiesząc się podniosłam zacne cztery litery, by stanąć obok niego.
- Z tobą zawsze, milordzie. - mruknęłam, dziarsko unosząc głowę ku górze. - Tango. - podpowiedziałam.
James wyciągnął z kieszeni małego pilota, którego nie wiem z jakiego powodu nosił ciągle przy sobie, i wybrał odpowiednią piosenkę.
(pomińcie obecność tej kawy i ludzi oraz to, że to nie ta dziewczyna. xD)
Już po chwili wirowaliśmy na małej przestrzeni parkietu, wykonując obroty i dziwne figury. Byłam w swoim żywiole. Zamknęłam oczy, wspominając pierwsze lekcje tego sposobu ruchu, udzielane mi przez nieżyjącego już ojca. Widziałam moich dotychczasowych partnerów, nucąc pod nosem "Budka Suflera - Takie tango". Słyszałam cichy, ale szorstki głos trenera "Tango to ogromna namiętność, pożądanie".
Z każdą mijającą minutą rozkręcałam się coraz bardziej, jednak stanowczy brunet zabraniał mi prowadzić. Kiedy długa melodia dobiegła końca, spoceni, ale szczęśliwi spoczęliśmy na wersalce.
- Uwielbiam. - sapnęłam sama do siebie.
- Co? - dopytywał James. Musiał usłyszeć?!
- E... Em... Tańczyć! - krzyknęłam, gdy wpadłam na pomysł jak wybrnąć z tej kłopotliwej sytuacji. Miałam ochotę "zapodać facepalm'a", jednak powstrzymałam się. - Będziemy uciekać. - stwierdziłam, po czym pociągnęłam go do sypialni braciszka.
Zatrzymaliśmy się w drzwiach i przyglądaliśmy małym dzieciom. Wyglądali razem strasznie słodko. Przede mną pojawił się obraz mojego poznania ze stojącym obok mnie "mężczyzną". Tym razem zatrzymałam słone krople przed wypłynięciem. Wreszcie wyrwałam się z transu i rozkazałam łagodnie:
- Carls, zbieraj się. - Dziewczynka bez sprzeciwu pokierowała się za mną do wyjścia, mrucząc coś pod nosem. Pożegnanie z chłopcami trwało zbyt długo. Carly i PJ tulili się do siebie dobre kilkanaście sekund.
- Cześć, piękne. - rzekł James. Cmoknął jeszcze blondyneczkę w policzko.
- Ejj! - wrzasnął małolat. Uderzył swojego brata w biodro, objął moją siostrę i wystawiając język dodał: - Ona jest moją dziewczyną.
~*~
Siemka, kochani. Może już wiecie, iż usunęłam, a właściwie przymusowo zakończyłam pierwszego bloga. Brak pomysłów...
1) Co myślicie o związku Megan i Jamesa. Może Memes albo Jegan? Beznadzieja, totalna beznadzieja.
2) Wolelibyście Jegan, Memes (Meg), Homes, Jope (Hope), Vimes, Jictoria (Vicky), Ales, Jalex (Alexandra) czy Anmes, Jangelina (An)? Słabe te "imiona związków". I'M SO SORRY.
3) Kto dzwonił? W jakim celu? Dlaczego płakał?
4) Ciekawi Was dalszy ciąg?
5) Co jest w opowiadaniu źle?
6) Co mogę napisać w następnych rozdziałach?

Wasza Daria xx

sobota, 23 lutego 2013

02. Ciekawa informacja

26 kwietnia 2013, piątek
Londyn, UK
*Perspektywa narratora* 6 lat wcześniej
"- Idę, mamo! - krzyknęła 13-letnia dziewczyna w głąb mieszkania.
Nie czekając na odpowiedź zbiegła przed blok. Bez zbytecznego pośpiechu usiadła na "ich ławeczce". Rozejrzała się wokół siebie. Kiedy nie dostrzegła znajomej twarzy podrapała się po skroni. Jeszcze kilkakrotnie pokręciła głową w lewo i prawo. Po chwili poczuła czyjąś ciepłą dłoń na nagim ramieniu, pod którym rozciągała się ciasna, łososiowa bluzka bez ramiączek. W końcu było lato.
- Łaa! - usłyszała za sobą. Szybko spojrzała na tę osobę, którą okazała się nie kto inny jak jej przyjaciółka. Małolaty rzuciły się sobie w objęcia i dopiero po 5 minutach zaczęły podążać w stronę parku. Później wszystko działo się jak przez mgłę..."


*Perspektywa Hope*  

- Jej trzeba szukać pod d. Jak debilka. - zaśmiała się Claire. Tylko jej mi tutaj brakowało.
Claire jest moim wrogiem. Denerwuje mnie w niej WSZYSTKO. Od oczu, przez charakter, po lekko kręcone włosy.
- Doprawdy? - wstawiła się za mną Victoria. Zaprzeczyłam ruchami górnej części ciała, jednak ona nie przestała. Zapowiada się niezła afera. - Jest tu chyba inna osoba o tej nazwie. - dodała i wyszczerzyła się do mnie. Zwykle brutalna 19-latka szybko ją wyminęła, posłała mi złowrogie spojrzenie i popchnęła na twardy beton. Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej i obserwowałam dalsze poczynania atakującej.
- Claire, znowu ci się nudzi? - do moich uszu dobiegł melodyjny głos.
Doskonale go znałam. Skierowałam swój wzrok na wysokiego chłopaka, a właściwie mężczyznę, którym jak dla mnie nadal do końca nie był.
Ona zaś odpowiedziała mu tylko zamaszystym ruchem ręki. Nie, nie spoliczkowała go! Skądże znowu!
- Nic ci nie jest? - zapytał mnie z wyczuwalną troską w głosie. Pomógł mi się wstać. Następnie mocno przytulił mnie do swojego umięśnionego torsu, a ja oddałam się jego czułym gestom. - Hopy?
- Nie, nie. - szybko zaprzeczyłam. - Dziękuję, James. - szepnęłam dość głośno. Stanęłam na palcach w celu muśnięcia policzka "mojego bohatera", jednak on, przebiegły obrócił głowę tak, że dotknęłam swoimi wargami jego miękkich ust. Skarciłam go za to lekkim uderzeniem w bark. Szliśmy ramię w ramię, aż do jego czarnego motocykla.
- Gdzie jedziemy? - zadałam pytanie, przerywając ciszę.
Nie była ona krępująca, z nim nigdy. Lubiłam takie momenty w towarzystwie czarnowłosego przystojniaka.
- Do ciebie. - wyjaśnił, promiennie uśmiechając się.
Wsiedliśmy razem na pojazd. Nie pytając się nawet o pozwolenie objęłam go od tyłu i oparłam swoją głowę o jego plecy. Poczułam woń wspaniałych perfum i papierosów, którą tak uwielbiałam. Wyszczerzyłam się sama do siebie i ruszyliśmy.
Mijaliśmy kolejne budynki. Jedne małe, drugie zaś większe. Przyglądałam się Londynowi, choć większość miasta znałam na pamięć. Nie minęło 30 minut, a my staliśmy już w królestwie mojej mamy.
Kuchnia była urządzona przytulnie, podobnie jak i reszta domu. Ściany pomalowane na beżowo i tego samego koloru kafelki na podłodze dodawały temu miejscu "chłodu". Białe meble z brązowymi dodatkami ocieplały wygląd, a dodatki w postaci kwiatów i owoców dopełniały całość.
- Dzień dobry. - przywitał się i ucałował dłoń mojej rodzicielki, która tylko posłała w moją stronę spojrzenie mówiące "On jest idealny, jesteście sobie przeznaczeni bla bla bla" i wróciła do poprzedniego zajęcia, czyli gotowania.
- Dobry, dobry. Jak tam oceny, James? - zapytała, a ja teatralnie wywróciłam oczami. Ona zawsze tylko o jednym.
- Mogą być. - stwierdził. Nagle do dużego pomieszczenia wpadła dziewczynka. Niemal od razu rzuciła się na mojego przyjaciela.

Carly to moja siostra, a zarazem słodziutka 4-letnia blondyneczka. Jej niebieskie oczki dostrzegą wszystko. 
- Jim (nie wiadomo skąd to wzięła), Jim! - zawołała. -  Jest z tobą PJ? - dodała bez zbędnego owijania w bawełnę. Zachichotałam.
- Nie ma. - odpowiedział krótko, układając idealne usta w podkówkę.
- Przywieź go! - wymyśliła, po czym zaklaskała małymi dłońmi, dumna ze swojego geniuszu. To dziecko jest rozbrajające!
- Carls... Zbieraj się, zaraz jedziemy do mnie! - oznajmił.
***
Wkroczyliśmy właśnie do pokoju Patrick'a. Młodsi przywitali się długim przytulaskiem. Następnie całkowicie olali naszą obecność i zaczęli bawić się samochodzikami. Czy nie wyobrażaliśmy sobie zbyt wiele, myśląc, iż dołączymy do nich?
Poczułam ciepłe palce chłopaka na swoich. Zaciągnął mnie do innego pomieszczenia i rzucił się na rozłożoną wersalkę, a ja obok.



Jego pokój to "oaza męskości". Na jednej ze ścian mieści się meblościanka z drewna o kolorze czarnym. Na niej telewizor, książki, rośliny, a nad nimi wieża i obrazy. Naprzeciwko stoi kremowa kanapa wysuwana na łóżko, na którą rzucił zieloną poduszkę. Przed legowiskiem postawiono stolik z miską jabłek, obok niego poduszki, a pod miękki dywan. Naprzeciwko szklanego mebla umieszczono smolistą komodę z kwiatami i półmiskiem na słodycze. Niedaleko lampa rozświetla dzieła znanych artystów.
- Wiesz, Hopy? - zaczął, bawiąc się kosmykiem moich włosów. To co usłyszałam potem zwaliło mnie z nóg, zdecydowanie niepozytywnie...

~*~
Hejo, skarby! Nieciekawy i w ogóle. Co myślicie?
PS. Uważacie, że jest za dużo obrazków?

Wasza Daria xx

niedziela, 17 lutego 2013

01. Oby do 11 AM

 26 kwietnia 2013, piątek
Londyn, UK
*Perspektywa Hope*
- Znowu masz jakiś problem? - syknęła Victoria, oparła ręce na ławce i posłała swojej "koleżance" głupkowaty uśmieszek.


Vicky (18l.) jest najbardziej plastikową dziewczyną jaką widziałam. Codziennie nakłada tonę makijażu, a zobaczyć ją naturalnie to wielki wyczyn i zaszczyt. Na ramiona opadają jej rozpuszczone, brązowe kłaki, zaś oczy błyszczą tym samym kolorem.
Przejechałam po niej szybko wzrokiem. Miała na sobie czarną bokserkę, wysokie szpilki ozdobione ćwiekami, krwiste rurki oraz dżinsową koszulę.
- No przepraszam? Czy to moja wina, że jesteś taka głupia? - zapytała ironicznie Meg, podnosząc jedną z brwi do góry.
Megan to szczupła 18-latka z szarym, przeszywającym spojrzeniem. Ma najgorszy charakter z nas. Jej czekoladowe włosy wprawiają w zachwyt, jednak ona niszczy je kolorowymi pasmami.
Brunetka ubrała dziś śnieżną koszulkę, za duży, smolisty sweter oraz identycznej barwy kozaczki (?). Całość dopełniła niezwykle dobrze dobrana biżuteria - bransoletka i niemały pierścionek.
Odziana w cienką bluzkę z wzorem galaktyki, czarne spodenki, do których wczoraj dokleiłam ostrosłupy i kremowe baletki, podeszłam do stojących niedaleko Angeliny i Alexandry z zamiarem pozyskania wytłumaczenia tej sytuacji.
- O co tym razem poszło? - zadałam pytanie.
Pomiędzy tymi dwiema członkiniami naszej paczki, bardzo często dochodziło do kłótni. Zwykle z błahych powodów, takich jak chociażby identyczny makijaż czy część garderoby. Miałam już tego serdecznie dość, ale wiedziałam, iż koniec przyjaźni z nimi będzie też brakiem kontaktów z James'em.
Właśnie - ten chłopak od kilku dni sprawia, że wariuję. Nie potrafię spać, wszędzie widzę jego śliczną twarz.
Czyżby Hope się zakochała? Nie, nie! Co mi przyszło do głowy?
- Z tego co zdołałam usłyszeć pomiędzy słowem "debilko"... - Angie zrobiła przerwę, by powstrzymać wybuch śmiechu. - Chyba Megi poprosiła naszą szatyneczkę o sprawdzenie jakiegoś hasła w książce czy coś, a ona nawaliła. - oznajmiła, po czym głośno zachichotała.
Blond włosy i wspaniałe oczy Angeliny wyróżniają się w tłumie. Zazdroszczę jej nieziemskiej urody, a gdy widzę malinowe usta i dołeczek w lewym policzku, mam ochotę ją udusić.
An zaczęła bawić się rękawem swojej popielatej bluzy z nadrukiem, którą zestawiła z legginsami, ciemnymi Vans'ami i okularami zerówkami. Posłałam mojej (prawdziwej) najlepszej przyjaciółce wymuszony uśmiech.
Po chwili podreptałam do złośnic.
- Co jest? - starałam się załagodzić sprawę.
Zawsze to ja rozwiązywałam problemy z tymi dwiema "wielkimi" gwiazdeczkami. Powoli zaczynało mi się to nudzić, bo kto chciałby codziennie niańczyć swoje "kumpele".
- Bo ona... - zaczęły razem.
- Tori? - zasugerowałam, by swoją wersję przedstawiła jaśniejszo-włosa.
- No bo... Byłam w bibliotece i Megan poprosiła mnie, żebym znalazła dla niej w encyklopedii "przewód pokarmowy". - Mocno zdziwiła mnie obecność Victorii w tym nietypowym, jak na nią, miejscu. Zaczyna mądrzeć? Nie! Hope, co ci przyszło do głowy?! - Tego tam nie było! - zwróciła się do swojej towarzyszki w kłótni. Kiedy ona to mówiła, ja odwróciłam się do nich tyłem i pacnęłam się z otwartej dłoni w czoło.
- Vicky, układ pokarmowy. Układ. - wytłumaczyłam. - A ty Meg? Wiedziałaś przecież, że nic pod tą nazwą nie znajdzie. Nie mam już do was siły. - westchnęłam.
Nagle poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam komórkę i przeczytałam SMS i odpisałam:
Od: James. ;* <3 ;3
Treść: Gdzie Ty jesteś? Wszędzie Cie szukam. Odpisz. ;* James Xx
Do: James. ;* <3 ;3
Treść: Właśnie godziłam te dwie... larwy. Nie zdążysz już mnie znaleźć. Zobaczymy się po lekcjach. ;3 Hope xoxo
Od: James. ;* <3 ;3
Treść: Ejj, Hopy, miałaś być dla nich miła! Nie wytrzymam do 11 AM. Nie mam się do kogo przytulić, aniołku. ; ( James Xx
Do: James. ;* <3 ;3
Treść: Ojj, już nie przesadzaj, misiaku. Spadaj na lekcję! Ale już! Ostatnio byliśmy na wagarach, teraz trzeba się pouczyć. Całuję. ;* Hope xoxo
Od: James. ;* <3 ;3
Treść: Ty jędzo! Jeszcze do mnie przyjdziesz i będziesz błagać na kolanach, żebyśmy się zerwali. Kocham. ;* James Xx
Do: James. ;* <3 ;3
Treść: Nie zmuszaj mnie, żebym odpisywała! No ja Ciebie też, miśku. ;* Hope xoxo
Po tej wiadomości zakończyliśmy wymianę zdań, ponieważ w szkole rozbrzmiał się dzwonek oznaczający koniec przerwy. Szybkim ruchem zgarnęłam torebkę z potrzebnymi książkami i wbiegłam do klasy. Nie miałam dziś ochoty na przechadzkę do dyrektora za spóźnienie.
Pięć minut później usłyszeliśmy z korytarza charakterystyczne dla naszego nauczyciela historii "Dzień dobry". Powoli, majestatycznym krokiem przeszedł całą klasę, by po chwili zasiąść w głębokim, zielonym fotelu obok wysokiej półki z księgami.
Pan Kross ma ok. 50-tkę, a pomimo tego dużo się rusza. Jego wcześniej blond włosy zamieniły się już w siwe, ale odcień oczu (niebieskie) nie zmienił się wcale. Lat dodaje mu lekki zarost.
- Wczoraj przerabialiśmy historię XVII wieku? - odpowiedzią okazało się kiwnięcie głową zaangażowanych uczniów. Po części do nich należałam. PO CZĘŚCI. - A więc... - Wziął do ręki dziennik i jeździł długim długopisem po nazwiskach.
Rozejrzałam się po klasie i od razu w oczy rzucił się strach obecnych. Czy ja się bałam? Niby czego? Nienawidzę tego przedmiotu, jednak o dziwo szybko wchodzi mi on do głowy. Dlatego muszę (czytaj: uwielbiam) douczać James'a.
- Hope. - zawołał mnie do tablicy starszy mężczyzna. Każdy pracownik "więzienia" zwracał się do mnie po imieniu. Nie spiesząc się zbytnio podreptałam pod tablicę. - I... Pamela Pinky. Kto był ojcem rewolucji angielskiej?
- Ojciec panny mądralińskiej. - mruknęła dziewczyna stojąca obok mnie, wskazując na moją osobę.
- Chyba jednak nie masz racji, Melona. - zaśmiałam się, a reszta klasy mi zawtórowała.
- Myślisz, że jesteś taka piękna, mądra itd.? To się mylisz! - krzyknęła, po czym rzuciła we mnie kredką, która nie wiadomo skąd znalazła się w jej ręce.
- Dosyć! - przerwał ostrą wymianę zdań pan Kross. - Do ławek. - rozkazał. - Macie szczęście, że nie wstawię wam lufy!

***
Stałam właśnie przed szkołą i czekałam na James'a, kiedy podeszła do mnie Victoria.
- Czyli powinnam była szukać pod układem pokarmowym? - upewniła się. Poruszałam głową w górę i w dół. - Jeju, ale ja jestem niemądra. - ofuknęła samą siebie.
- Ją znajdziesz pod...

~*~
Jest już 1 odcinek. Sądzę, że wyszedł mi tak sobie, a Wy co myślicie? Zadawajcie pytania bohaterom. ;*

PS. Moja nauczycielka od matematyki byłaby wniebowzięta, gdyby zobaczyła, że napisałam "ostrosłupy". Nie wymyśliłam innego synonimy słowa "ćwieki". To jest dobre, prawda? 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ!

Wasza Daria xx

Obserwatorzy