28/29 kwietnia 2013, niedziela/poniedziałek
Londyn, UK
*Perspektywa Angeliny*Wraz ze swoją mamą siedziałam przy stole w kuchni, przeglądając nasze ulubione kolorowe pisemka o modzie. Co jakiś czas wybuchałyśmy śmiechem, komentując niecodzienne stylizacje modelek oraz dziwne nazwy ubrań. Ogromnie cieszyłam się, iż mam tak dobry kontakt z rodzicielką i pomimo niemałej różnicy wieku rozumiałyśmy się bez słów. Spokojnie mogłam nazwać ją swoją przyjaciółką.
Podniosłam wzrok na spoczywającą obok mnie kobietę. Rzeczywiście, jesteśmy nieco podobne.
Przyjrzałam się jej bardziej. Urzekała wyglądem. Była naprawdę niesamowicie piękna. Blond włosy spięła w kucyka, ale jeżeli chodzi o twarz, to postawiła na naturalność. Za to ją ceniłam. Nie bała się wyjść na ulicę bez makijażu.
Ten zabieg od 13 roku życia był mi niesamowicie potrzebny, a obawa jaka rodziła się razem z myślą "nie maluj się!" przewyższała tę drugą. Mogłabym nawet stwierdzić, iż uzależniłam się od codziennego nakładania tapety.
Cóż... Chyba trzeba będzie się ciupinkę zmienić.
Moje poetyckie rozmyślania (czujecie ten sarkazm?) przerwało pukanie do drzwi. Właściwie nie tyle stukanie, co walenie. Z lekką obawą podeszłam do "wrót" i nie patrząc przez noktowizor otworzyłam je.
Dopiero po chwili zrozumiałam jak wielki błąd popełniłam...
Do pomieszczenia wpadł blondyn. Niemal od razu rozpoznałam w nim swojego okrutnego brata. Zamarłam.
- Hej, myszko. - zarechotał, muskając mój nos swoim długim, kościstym palcem. Szybko odsunęłam twarz i zaczęłam iść w stronę nie mniej niż ja, przestraszonej matki. - Nic się tu nie zmieniło. Zupełnie.
- Nie byłeś tu. - oznajmiłam chłodno.
- Doprawdy? Zdziwiłabyś się, siostrzyczko. - wysyczał. Przemierzył cały pokój i stanął obok nas, mrużąc oczy. - Gdzie ona jest? Gdzie jest MOJA Hopy? - zapytał Charles. Ton, jakim mówił spowodował u mnie dreszcze. Przetarłam oczy, z których poleciały już pierwsze łzy żalu, by odpyskować:
- Gó*no ci do tego! Wyjdź albo wezwę policję. - sarknęłam. Obawiałam się jego reakcji i tak jak się spodziewałam nie przyjął tego zbyt dobrze. Sama nie wiem dlaczego to powiedziałam, ale poniosły mnie emocje. Zamachnął się i wymierzył mi siarczysty policzek. Zatoczyłam się do tyłu z bólu. Trzymając rękę na pieczącym miejscu wrzasnęłam:
- Wypi***alaj! - Wskazałam wskazującym palcem drugiej dłoni na dwór. Ku mojej, niewielkiej w tamtym momencie, uciesze przestępca wycofał się na zewnątrz. Mama zakluczyła drzwi na 4 spusty, a ja tylko usiadłam na kanapie. Z trzęsącymi się rękami wyjęłam z kieszeni komórkę i wybrałam numer mojej najlepszej przyjaciółki, która odebrała po 2 sygnałach.
- Hope? - zapytałam, płacząc.
- Angie? Co się stało? - próbowała mnie ją pocieszyć i dowiedzieć się co nieco o zaistniałej sytuacji.
- O-on wró-wrócił. - wyszeptałam, dławiąc się łzami.
- Czego chciał? - rzuciła beznamiętnie w stronę słuchawki, chociaż byłam pewna, iż tak naprawdę w środku targały nią niemałe uczucia.
- Hopy, on szuka ciebie. - wypowiedziałam łamiącym się głosem.
- An, to nie czas na żarty! Angie! Angelina! Powiedz, że żartujesz?! Toć, on jest przestępcą! Powinien teraz cierpieć w pudle! Rozumiesz? - histeryzowała. Niemal zawsze tak reagowała na upiór przeszłości.
- H, proszę, uspokój się. - powiedziałam już nieco spokojniej. - Zadzwoń do James'a. Przywiezie cię do mnie. Jestem pewna. - tym zdaniem zakończyłam konwersację z Collins.
Szukając punktu zaczepienia wzroku natrafiłam na pełne obawy i troski spojrzenie rodzicielki. Nie czekając na zbędne słowa wtuliłam się w nią, zaś ona czule głaskała mnie po plecach. Przynosiło mi to ukojenie. Przyśpieszony oddech spowolniał. Podniosłam głowę w górę.
- Idę do pokoju. - rzekłam i nie spiesząc się nazbyt wkroczyłam do swego królestwa. Opadłam na materac.
Leżałam na miękkim łóżku nakrytym fioletowo-różowo-białą pościelą. Za nim mieściło się okno, a po prawej stronie dwie szafy-lustra, w których schowane były moje ubrania. Obok stała toaletka z szufladą, a na niej moje zdjęcie, kilka świeczek i wazon. Siedliskiem okazał się taboret z puszystą górą. Na środku pomieszczenia leżał fioletowy dywan. Większość ścian pomalowano na biało, tylko na jednej znajdowała się tapeta w kwiaty. Podłoga to żółta wykładzina, przyjemna w dotyku. Wszystkie meble wykonane z czarnego drewna. Ogólnie przytulnie, jednak nie do końca bogato. Wcale nie kąpaliśmy się w pieniądzach, a mnie to lokum zdecydowanie pasowało.
Nie rozmyślając już nad zaistniałą sytuacją odpłynęłam do Krainy Morfeusza.
***
Obudziłam się następnego dnia. Słońce mocno świeciło, a po głębszym przyjrzeniu się wyświetlaczowi telefonu przeczytałam 4 liczby: 10.56 AM. Odczytałam także sms'a i opisałam krótko:
Od: Hopy. ;***
Treść: Dzisiaj nie przyjdę. Pokłóciłam się z Jamesem. Trzymaj się, a jakby coś wzywajcie policję. Przepraszam. Spotkamy się jutro. ;3 Hope xoxo
Do: Hopy. ;***
Treść: Czekam u siebie o 12 AM. ;* Angelina <3
Odłożyłam sprzęt na półkę. Wykonałam poranną toaletę i stojąc przed garderobą, rozmyślałam, co ubrać. Po jakimś, bliżej nieokreślonym czasie wybrałam moją ukochaną białą bokserkę, czerwoną marynarkę, uwielbiane przez James'a rurki z flagą USA oraz czerwone bardzo wiarygodne podróbki Vans'ów. Po nałożeniu ciuszków postanowiłam wykonać swój "must have" w postaci szarego cienia, korektora i ledwie widocznego krwistego błyszczyka. Do dziurek włożyłam kolczyki wąsy. Obejrzałam się w zwierciadle i stwierdzając mój wygląd na "ujdzie w tłumie" wbiegłam do kuchni. W samotności przygotowałam sobie tosta z nutellą i łapczywie zjadłam go. Na zegarku ujrzałam 11.53 AM.
Te 7 minut wykorzystałam jeszcze na przejrzenie twitter'a. Moją uwagę przykuł 1 z nowych wpisów Megan:
"@james_smith, czekam na jutrzejszy dzień z tobą, diable. I <3 you. :*"
Z niedowierzaniem wpatrywałam się w ekran laptopa, analizując fakty. Ona... i on.... razem...? Parsknęłam śmiechem. Szkoda mi chłopaka... Odłożyłam wyłączony już sprzęt na toaletkę. "Ding, dong!" - dobiegł do moich uszu dźwięk. Zerwałam się w miejsca. Wiedziałam, iż to Hope. Mama była w pracy, więc musiałam sama otworzyć drzwi.
Kiedy to zrobiłam zobaczyłam w nich niesamowicie śliczną (naprawdę, dziewczyna zabija urodą) H. Zlustrowałam ją wzrokiem i niemal zakochałam się w jej "łaszkach". Miała na sobie brzoskwiniowy top, kwieciste legginsy oraz wysokie, czarne koturny. Obie części garderoby idealnie podkreślały jej nieziemską figurę. Do tego dobrała lakier w kolorze bluzki, wiele srebrno-czarnych bransoletek i smolistą torebeczkę.
Pomimo wspaniałego wyglądu jej twarz nie wyrażała uczuć, a usta lekko drgały.
- Wejdź. - zaprosiłam nastolatkę gestem ręki do środka. - Nie ściągaj butów. - mruknęłam, widząc jak usiłuje zdjąć obuwie. Usiadłyśmy na kanapie w salonie. - Więc? Opowiadaj... - zachęciłam Hopy, a ona bawiąc się palcami zaczęła swoją wypowiedź:
- Wiesz, Angie? Gdy zadzwoniłaś do mnie i powiedziałaś o powrocie Charles'a... Coś we mnie pękło. Może i to zabrzmi tandetnie, jak te meksykańskie telenowele, ale to prawda, więc proszę wysłuchaj, co mam do powiedzenia. Od dawna tłumiłam w sobie złe emocje. Wtedy myślałam, że to dobry lek na zapomnienie. Że z czasem w niepamięć pójdzie krzywda, wyrządzona przez Chuck'a i wszystkie inne problemy. Dopiero wczoraj zrozumiałam, iż zachowywałam się jak zwykły tchórz. Powinnam wykrzyczeć światu: To boli! Nie ukrywam: chciałabym uciec od tych wspomnień. Wymazać to z pamięci i żyć jak dawniej... Jednak nie potrafię. To będzie ciągnęło się za mną do końca mojego zakichanego, okropnego życia, które od urodzenia nie oszczędza mi krzywd. Uświadomiłam sobie, iż jestem dla ciebie tylko ciężarem. Najlepiej będzie, jeżeli... - zawahała się, jakby szukając odpowiednich słów. Spojrzałam w jej zaszklone, głębokie, brązowe oczy, w których dostrzegłam ból i żal. Ona uczyniła to samo. Obraz zamazywał się, a po chwili buchnęłyśmy płaczem.
Nie mówiąc nic więcej wtuliłyśmy się w siebie. Zawsze czułam się przy Collins bezpieczna i potrzebna. Kochałam ją jak siostrę. Nie ukrywałam, iż liczyłam na to samo.
- Nawet tak nie mów. - uciszyłam Hope. Ukryłam twarz w jej kasztanowych włosach.
- An, nie płacz. - wyszeptała, delikatnie odsuwając się od mojego ciała. Kciukiem otarła słoną łzę, toczącą dróżkę na policzku, choć ona nie była mniej mokrusieńka na twarzy. Ze stolika zabrała cienki, śnieżny materiał i włożyła go do mojej ręki. Otarłyśmy wielkie krople i nieco bardziej spokojne powróciłyśmy do rozmowy.
- Ale co z Jamesem? - zapytałam, wspominając o sms'ie, którego mi wysłała, a konkretniej o jego zawiłej treści.
- Właśnie... - przeciągnęła. Zaszlochała i kontynuowała: - Mieliśmy jechać do ciebie. Pocałowaliśmy się. Potem on zachował się jak zwykła świnia. Olał to. Rozumiesz? - syczała bez żadnych emocji, a słowa, które płynęły z jej ust okazywały jej fałszywą obojętność. Zbyt długo znałam szatynkę, by nabrać się na jej gierki.
- On zdradził Jones. - stwierdziłam. - A casting? Co o nim myślisz?
- Pójdę. - oznajmiła.
***
H już dawno pojechała do swojego domu. Tam uspokoi się i ochłonie. Oczywiście oddaliła się taksówką, bo na jazdę tym jej gruchotem nie pozwolę! W natłoku straszliwych emocji wystukałam na klawiaturze kilka ostrych słów i zadedykowałam je Jim'owi:
@james_smith, kochanie. ;*********** Najlepiej by było, gdybyś się nie urodził. Jesteś cholernym dupkiem. Bawić się dwiema? Ojj, nieładnie. Mam nadzieję, że @megxx szybko rozszyfruje twój okropny charakter i rzuci cię z hukiem! Tylko na to czekam! Zgiń, przepadnij ośle! Jednak wiesz... Kocham cię, bejbeee. ;* Mogę być tą trzecią? ;3 <3
Zachichotałam. Uwielbiałam wyładowywanie się na twitterze. Udostępniłam jeszcze:
@megxx, wiesz, że za sobą nie szalejemy, ale sądzę, że czas całkowicie zakopać topór wojenny. Dodatkowo na pojednanie mam dla ciebie wartościową informację. Twój ukochany James (jestem jego trzecią <3) zdradził cię z bliską mu dziewczyną; nie ze mną, broń Boże, ja w takich typach nie gustuję! On lubi ładne, więc nie dziwię się, iż wybrał was. Pamiętaj, nie możesz mu odpuścić! Parszywa świnia. -.- ;( ;|
Przed zaśnięciem dostałam jeszcze wiadomość tekstową:
Od: James
Treść: Co ty wyprawiasz? Meg nie może się dowiedzieć! ;X James Xx
Do: James
Treść: Odwal się ode mnie! Dowie się. Na dobranoc kocham cię, bo jestem tą trzecią bejbeee. ;* Angelina <3
Potem zamknęłam oczy i odpłynęłam...
~*~
Kocham,
Wasza Daria xx