niedziela, 31 marca 2013

05. Charles...

28/29 kwietnia 2013, niedziela/poniedziałek
Londyn, UK
*Perspektywa Angeliny*
Wraz ze swoją mamą siedziałam przy stole w kuchni, przeglądając nasze ulubione kolorowe pisemka o modzie. Co jakiś czas wybuchałyśmy śmiechem, komentując niecodzienne stylizacje modelek oraz dziwne nazwy ubrań. Ogromnie cieszyłam się, iż mam tak dobry kontakt z rodzicielką i pomimo niemałej różnicy wieku rozumiałyśmy się bez słów. Spokojnie mogłam nazwać ją swoją przyjaciółką.
Podniosłam wzrok na spoczywającą obok mnie kobietę. Rzeczywiście, jesteśmy nieco podobne. 
Przyjrzałam się jej bardziej. Urzekała wyglądem. Była naprawdę niesamowicie piękna. Blond włosy spięła w kucyka, ale jeżeli chodzi o twarz, to postawiła na naturalność. Za to ją ceniłam. Nie bała się wyjść na ulicę bez makijażu.
Ten zabieg od 13 roku życia był mi niesamowicie potrzebny, a obawa jaka rodziła się razem z myślą "nie maluj się!" przewyższała tę drugą. Mogłabym nawet stwierdzić, iż uzależniłam się od codziennego nakładania tapety.  
Cóż... Chyba trzeba będzie się ciupinkę zmienić.
Moje poetyckie rozmyślania (czujecie ten sarkazm?) przerwało pukanie do drzwi. Właściwie nie tyle stukanie, co walenie. Z lekką obawą podeszłam do "wrót" i nie patrząc przez noktowizor otworzyłam je.
Dopiero po chwili zrozumiałam jak wielki błąd popełniłam...
Do pomieszczenia wpadł blondyn. Niemal od razu rozpoznałam w nim swojego okrutnego brata. Zamarłam.
- Hej, myszko. - zarechotał, muskając mój nos swoim długim, kościstym palcem. Szybko odsunęłam twarz i zaczęłam iść w stronę nie mniej niż ja, przestraszonej matki. - Nic się tu nie zmieniło. Zupełnie.
- Nie byłeś tu. - oznajmiłam chłodno.
- Doprawdy? Zdziwiłabyś się, siostrzyczko. - wysyczał. Przemierzył cały pokój i stanął obok nas, mrużąc oczy. - Gdzie ona jest? Gdzie jest MOJA Hopy? - zapytał Charles. Ton, jakim mówił spowodował u mnie dreszcze. Przetarłam oczy, z których poleciały już pierwsze łzy żalu, by odpyskować:
- Gó*no ci do tego! Wyjdź albo wezwę policję. - sarknęłam. Obawiałam się jego reakcji i tak jak się spodziewałam nie przyjął tego zbyt dobrze. Sama nie wiem dlaczego to powiedziałam, ale poniosły mnie emocje. Zamachnął się i wymierzył mi siarczysty policzek. Zatoczyłam się do tyłu z bólu. Trzymając rękę na pieczącym miejscu wrzasnęłam:
- Wypi***alaj! - Wskazałam wskazującym palcem drugiej dłoni na dwór. Ku mojej, niewielkiej w tamtym momencie, uciesze przestępca wycofał się na zewnątrz. Mama zakluczyła drzwi na 4 spusty, a ja tylko usiadłam na kanapie. Z trzęsącymi się rękami wyjęłam z kieszeni komórkę i wybrałam numer mojej najlepszej przyjaciółki, która odebrała po 2 sygnałach.
- Hope? - zapytałam, płacząc.
- Angie? Co się stało? - próbowała mnie ją pocieszyć i dowiedzieć się co nieco o zaistniałej sytuacji.
- O-on wró-wrócił. - wyszeptałam, dławiąc się łzami.
- Czego chciał? - rzuciła beznamiętnie w stronę słuchawki, chociaż byłam pewna, iż tak naprawdę w środku targały nią niemałe uczucia.
- Hopy, on szuka ciebie. - wypowiedziałam łamiącym się głosem.
- An, to nie czas na żarty! Angie! Angelina! Powiedz, że żartujesz?! Toć, on jest przestępcą! Powinien teraz cierpieć w pudle! Rozumiesz? - histeryzowała. Niemal zawsze tak reagowała na upiór przeszłości.
-  H, proszę, uspokój się. - powiedziałam już nieco spokojniej. - Zadzwoń do James'a. Przywiezie cię do mnie. Jestem pewna. - tym zdaniem zakończyłam konwersację z Collins.
Szukając punktu zaczepienia wzroku natrafiłam na pełne obawy i troski spojrzenie rodzicielki. Nie czekając na zbędne słowa wtuliłam się w nią, zaś ona czule głaskała mnie po plecach. Przynosiło mi to ukojenie. Przyśpieszony oddech spowolniał. Podniosłam głowę w górę.
- Idę do pokoju. - rzekłam i nie spiesząc się nazbyt wkroczyłam do swego królestwa. Opadłam na materac.


Rozejrzałam się.
Leżałam na miękkim łóżku nakrytym fioletowo-różowo-białą pościelą. Za nim mieściło się okno, a po prawej stronie dwie szafy-lustra, w których schowane były moje ubrania. Obok stała toaletka z szufladą, a na niej moje zdjęcie, kilka świeczek i wazon. Siedliskiem okazał się taboret z puszystą górą. Na środku pomieszczenia leżał fioletowy dywan. Większość ścian pomalowano na biało, tylko na jednej znajdowała się tapeta w kwiaty. Podłoga to żółta wykładzina, przyjemna w dotyku. Wszystkie meble wykonane z czarnego drewna. Ogólnie przytulnie, jednak nie do końca bogato. Wcale nie kąpaliśmy się w pieniądzach, a mnie to lokum zdecydowanie pasowało.
Nie rozmyślając już nad zaistniałą sytuacją odpłynęłam do Krainy Morfeusza.

***
Obudziłam się następnego dnia. Słońce mocno świeciło, a po głębszym przyjrzeniu się wyświetlaczowi telefonu przeczytałam 4 liczby: 10.56 AM. Odczytałam także sms'a i opisałam krótko:
Od: Hopy. ;***
Treść: Dzisiaj nie przyjdę. Pokłóciłam się z Jamesem. Trzymaj się, a jakby coś wzywajcie policję. Przepraszam. Spotkamy się jutro. ;3 Hope xoxo
Do: Hopy. ;***
Treść: Czekam u siebie o 12 AM. ;* Angelina <3
Odłożyłam sprzęt na półkę. Wykonałam poranną toaletę i stojąc przed garderobą, rozmyślałam, co ubrać. Po jakimś, bliżej nieokreślonym czasie wybrałam moją ukochaną białą bokserkę, czerwoną marynarkę, uwielbiane przez James'a rurki z flagą USA oraz czerwone bardzo wiarygodne podróbki Vans'ów. Po nałożeniu ciuszków postanowiłam wykonać swój "must have" w postaci szarego cienia, korektora i ledwie widocznego krwistego błyszczyka. Do dziurek włożyłam kolczyki wąsy. Obejrzałam się w zwierciadle i stwierdzając mój wygląd na "ujdzie w tłumie" wbiegłam do kuchni. W samotności przygotowałam sobie tosta z nutellą i łapczywie zjadłam go. Na zegarku ujrzałam 11.53 AM.
Te 7 minut wykorzystałam jeszcze na przejrzenie twitter'a. Moją uwagę przykuł 1 z nowych wpisów Megan:
"@james_smith, czekam na jutrzejszy dzień z tobą, diable. I <3 you. :*"
Z niedowierzaniem wpatrywałam się w ekran laptopa, analizując fakty. Ona... i on.... razem...? Parsknęłam śmiechem. Szkoda mi chłopaka... Odłożyłam wyłączony już sprzęt na toaletkę. "Ding, dong!" - dobiegł do moich uszu dźwięk. Zerwałam się w miejsca. Wiedziałam, iż to Hope. Mama była w pracy, więc musiałam sama otworzyć drzwi.
Kiedy to zrobiłam zobaczyłam w nich niesamowicie śliczną (naprawdę, dziewczyna zabija urodą) H. Zlustrowałam ją wzrokiem i niemal zakochałam się w jej "łaszkach". Miała na sobie brzoskwiniowy top, kwieciste legginsy oraz wysokie, czarne koturny. Obie części garderoby idealnie podkreślały jej nieziemską figurę. Do tego dobrała lakier w kolorze bluzki, wiele srebrno-czarnych bransoletek i smolistą torebeczkę.
Pomimo wspaniałego wyglądu jej twarz nie wyrażała uczuć, a usta lekko drgały.
- Wejdź. - zaprosiłam nastolatkę gestem ręki do środka. - Nie ściągaj butów. - mruknęłam, widząc jak usiłuje zdjąć obuwie. Usiadłyśmy na kanapie w salonie. - Więc? Opowiadaj... - zachęciłam Hopy, a ona bawiąc się palcami zaczęła swoją wypowiedź:
- Wiesz, Angie? Gdy zadzwoniłaś do mnie i powiedziałaś o powrocie Charles'a... Coś we mnie pękło. Może i to zabrzmi tandetnie, jak te meksykańskie telenowele, ale to prawda, więc proszę wysłuchaj, co mam do powiedzenia. Od dawna tłumiłam w sobie złe emocje. Wtedy myślałam, że to dobry lek na zapomnienie. Że z czasem w niepamięć pójdzie krzywda, wyrządzona przez Chuck'a i wszystkie inne problemy. Dopiero wczoraj zrozumiałam, iż zachowywałam się jak zwykły tchórz. Powinnam wykrzyczeć światu: To boli! Nie ukrywam: chciałabym uciec od tych wspomnień. Wymazać to z pamięci i żyć jak dawniej... Jednak nie potrafię. To będzie ciągnęło się za mną do końca mojego zakichanego, okropnego życia, które od urodzenia nie oszczędza mi krzywd. Uświadomiłam sobie, iż jestem dla ciebie tylko ciężarem. Najlepiej będzie, jeżeli... - zawahała się, jakby szukając odpowiednich słów. Spojrzałam w jej zaszklone, głębokie, brązowe oczy, w których dostrzegłam ból i żal. Ona uczyniła to samo. Obraz zamazywał się, a po chwili buchnęłyśmy płaczem.
Nie mówiąc nic więcej wtuliłyśmy się w siebie. Zawsze czułam się przy Collins bezpieczna i potrzebna. Kochałam ją jak siostrę. Nie ukrywałam, iż liczyłam na to samo.
- Nawet tak nie mów. - uciszyłam Hope. Ukryłam twarz w jej kasztanowych włosach.
- An, nie płacz. - wyszeptała, delikatnie odsuwając się od mojego ciała. Kciukiem otarła słoną łzę, toczącą dróżkę na policzku, choć ona nie była mniej mokrusieńka na twarzy. Ze stolika zabrała cienki, śnieżny materiał i włożyła go do mojej ręki. Otarłyśmy wielkie krople i nieco bardziej spokojne powróciłyśmy do rozmowy.
- Ale co z Jamesem? - zapytałam, wspominając o sms'ie, którego mi wysłała, a konkretniej o jego zawiłej treści.
- Właśnie... - przeciągnęła. Zaszlochała i kontynuowała: - Mieliśmy jechać do ciebie. Pocałowaliśmy się. Potem on zachował się jak zwykła świnia. Olał to. Rozumiesz? - syczała bez żadnych emocji, a słowa, które płynęły z jej ust okazywały jej fałszywą obojętność. Zbyt długo znałam szatynkę, by nabrać się na jej gierki.
- On zdradził Jones. - stwierdziłam. - A casting? Co o nim myślisz?
- Pójdę. - oznajmiła.

***
H już dawno pojechała do swojego domu. Tam uspokoi się i ochłonie. Oczywiście oddaliła się taksówką, bo na jazdę tym jej gruchotem nie pozwolę! W natłoku straszliwych emocji wystukałam na klawiaturze kilka ostrych słów i zadedykowałam je Jim'owi:
@james_smith, kochanie. ;*********** Najlepiej by było, gdybyś się nie urodził. Jesteś cholernym dupkiem. Bawić się dwiema? Ojj, nieładnie. Mam nadzieję, że @megxx szybko rozszyfruje twój okropny charakter i rzuci cię z hukiem! Tylko na to czekam! Zgiń, przepadnij ośle! Jednak wiesz... Kocham cię, bejbeee. ;* Mogę być tą trzecią? ;3 <3
Zachichotałam. Uwielbiałam wyładowywanie się na twitterze. Udostępniłam jeszcze:
@megxx, wiesz, że za sobą nie szalejemy, ale sądzę, że czas całkowicie zakopać topór wojenny. Dodatkowo na pojednanie mam dla ciebie wartościową informację. Twój ukochany James (jestem jego trzecią <3) zdradził cię z bliską mu dziewczyną; nie ze mną, broń Boże, ja w takich typach nie gustuję! On lubi ładne, więc nie dziwię się, iż wybrał was. Pamiętaj, nie możesz mu odpuścić! Parszywa świnia. -.- ;( ;| 
Przed zaśnięciem dostałam jeszcze wiadomość tekstową:
Od: James
Treść: Co ty wyprawiasz? Meg nie może się dowiedzieć! ;X James  Xx
Do: James
Treść: Odwal się ode mnie! Dowie się. Na dobranoc kocham cię, bo jestem tą trzecią bejbeee. ;* Angelina <3
Potem zamknęłam oczy i odpłynęłam...

~*~
Kocham,
Wasza Daria  xx

niedziela, 17 marca 2013

04. Upiór przeszłości

28 kwietnia 2013, niedziela
Londyn UK
*Perspektywa Hope*
Uczyłam się, kiedy usłyszałam dzwonek telefonu. Szybkim ruchem przeciągnęłam zieloną słuchawkę po ekranie.
- Hope? - zapytał ktoś po drugiej stronie słuchawki, płacząc. Dopiero po chwili spostrzegłam, że rozmawiam z moją najlepszą przyjaciółką, Angeliną.
- Angie? Co się stało? - próbowałam ją pocieszyć i dowiedzieć się co nieco o zaistniałej sytuacji.
- O-on wró-wrócił. - wyszeptała, dławiąc się łzami.
Niesamowite, jak szybko wspomnienia powracają...

*Perspektywa Hope* 5 lat wcześniej
- A teraz zapłacisz za tę krzywdę, którą wyrządziłaś mnie i innym! - wykrzyczał mi prosto do ucha i oddalił się. Po raz kolejny tamtego dnia gorzko zapłakałam. 
- Nic ci nie zrobiłam! Chuck, proszę. - rzekłam błagalnym tonem, widząc jak mężczyzna powolnym krokiem zbliża się w stronę krzesła, do którego wcześniej mnie przywiązał. Straciłam cząstkę sił, gdy ujrzałam w jego ręce duży, zapewne ostry nóż. - Oni się dowiedzą! - protestowałam. Szarpałam sznurami, ale były zbyt mocne.
- Mylisz się, Hopy. - wymruczał. - Wyobraź sobie, że nikt cię nawet nie szuka, skarbie. - Przetarł smolistą ściereczką narzędzie kuchenne i bawił się nim, kręcąc wzorki tępą stroną, na mej szyi.

*Perspektywa Hope*
Nie pamiętam nic więcej.
A przecież wszystko zaczęło się od poznania rodziny An.
Charles lub jak kto woli - Chuck, był bratem Angie. Mieszkaliśmy naprzeciwko siebie w Nowym Yorku. Nasi rodzice byli przyjaciółmi, a my nie stroniliśmy od przebywania w "trio".
Miałam 14 lat, kiedy zadłużyłam się w o 4 lata starszym blondynie. Widywaliśmy się, wydawało się, iż nic, a nic nie zmieniło się w naszych relacjach. Codzienne czułe gesty z jego strony wprawiały mnie w osłupienie, ale nie byłam świadoma uczuć swojego przyjaciela i jego... choroby psychicznej. Z czasem zostaliśmy parą, choć od początku czułam toksyczność tego związku. Robił mi awantury o każdego chłopaka. Miarka przebrała się, gdy zakazał mi spotykać się z innymi osobnikami płci męskiej. Zerwałam z nim, chyba za mało delikatnie.
Tego feralnego dnia mama i tata wyjechali do kuzynostwa. Nie miałam ochoty na spacery po górach, więc jako jedyna pozostałam w domu. Wieczorem położyłam się spać... Obudziłam się w szopie, a dalszy przebieg wydarzeń znacie.
Zemdlałam ze strachu. Ocknęłam się w szpitalu. Złapali go. Poszedł do więzienia za porwanie. Próba zabójstwa nie została mu udowodniona. 
Wyszedł. Minęły już 4 lata.
Przeraziłam się. Myśl, że ten typ był na wolności wzbudzała we mnie ogromny niepokój. Próbowałam na próżno uspokoić trzęsące się ręce. Po trudnych zmaganiach z narastającą gulą w gardle, zadałam pytanie, dręczące moją głowę:
- Czego chciał? - rzuciłam beznamiętnie w stronę słuchawki, chociaż naprawdę w środku targały mną niemałe uczucia.
- Hopy, on szuka ciebie. - wypowiedziała łamiącym się głosem Angie.
- An, to nie czas na żarty! Angie! Angelina! Powiedz, że żartujesz?! On jest przestępcą! Powinien teraz cierpieć w pudle! Rozumiesz? - histeryzowałam. Niemal zawsze reagowałam tak na upiór przeszłości.
-  Hope, proszę, uspokój się. - powiedziała już nieco spokojniej. - Zadzwoń do James'a. Przywiezie cię do mnie. Jestem pewna.

***
Siedziałam w czerwonym samochodzie bruneta, głośno szlochając i mocząc jego umięśnione ramię. Odpuściłam. Uwolniłam ciążące na sercu emocje.
- Hopy... - zaczął niepewnie, patrząc głęboko w moje oczy. - Wszystko będzie dobrze. Proszę... Przestań płakać. Cii... - uspokajał mnie cichym, troskliwym głosem. 
Ze zdziwieniem przyglądałam się James'owi.
Szybko oblizał wargi, by po momencie wpić się w moje usta. Powoli tonęłam w jego idealnie brązowych tęczówkach. Oddech niebezpiecznie przyśpieszył, języki współgrały ze sobą, tańcząc dziwnie. Bez sprzeciwu przyjęłam całą sytuację. Na chwilę czas zatrzymał się. Byliśmy tylko ja i on. Nikt więcej.
Tego potrzebowałam. Jego bliskości, wsparcia.
Wreszcie opamiętaliśmy się. Nadal mierzył mnie wzrokiem z pożądaniem, natomiast ja szybko uciekłam wzrokiem w inną stronę. Nerwowo ruszałam kostkami rąk.
- Przepraszam. To nie powinno się stać. - stwierdził zwyczajnie, doprowadzając mnie tym do szału.
- No wybacz! - wydarłam się, marszcząc brwi. - Więc najpierw mnie całujesz, a teraz masz to w dupie? - wyrzucałam z siebie zdania. - Ku*wa! Ale z ciebie mężczyzna! Zmarnowałam tylko czas! - Wybiegłam z pojazdu, czując zimne krople wody na głowie.
- Hope, zaczekaj! - wołał mnie, ale ja tylko pokazałam mu środkowy palec i pobiegłam dalej.
Biegłam, rozmyślając nad sensem mojego życia.
Wszystko to jest popie**olone. Jestem zwykłą, głupią dziewczynką, nie radzącą sobie w brutalnym świecie. 
Wyjęłam komórkę i wystukałam sms:
Do: Angie. ;* <3
Treść: Dzisiaj nie przyjdę. Pokłóciłam się z Jamesem. Trzymaj się, a jakby coś wzywajcie policję. Przepraszam. Spotkamy się jutro. ;3 Hope xoxo

~*~
Przepraszam za długą nieobecność nowego rozdziału, ale nie miałam czasu. ;*
1) Podoba się rozdział?
2) Cieszy Was, iż James i Hope się pocałowali? *.* Co z Megan?
3) Jak myślicie, co będzie dalej? Czy Homes się pogodzą? Chcielibyście?
4) Lubicie wątek z Chuckiem? Przeczytalibyście jeszcze coś z nim, np. co się działo z perspektywy Angie?
5) Zadacie pytanko bohaterowi? (kliknij na serce)

Wasza Daria xx

wtorek, 5 marca 2013

03. Ona jest moją dziewczyną!

26 kwietnia 2013, piątek
Londyn, UK
*Perspektywa Hope*
- Wiesz, Hopy? - zaczął, bawiąc się kosmykiem moich włosów. To co usłyszałam potem zwaliło mnie z nóg, zdecydowanie niepozytywnie. - Megan ma za tydzień urodziny, tak? - odpowiedziałam mu niepewnym kiwnięciem głową. - Bo my... - wyjąkał, strzelając palcami. - Bo my... ze sobą... chodzimy. - dokończył powoli, biorąc głęboki wdech.
Moje uczucia wtedy - były nie do opisania. Czułam, iż moje oczy pokrywała szklana warstwa łez, a usta drgały. Serce pękało, myśli mieszały się w głowie. Szybko przetarłam swoje "patrzydełka" rękawem bluzki.
Przed sobą ujrzałam James'a i Megan, namiętnie całujących się. Tyle czasu starałam się zbliżyć do niego, a ona... Ona zwyczajnie, bez żadnych skrupułów została jego dziewczyną?! Przecież wiedziała, co wszystkie czujemy do bruneta.
Mocno zacisnęłam powieki, ale i to nie pomogło. Po policzku spłynęła jedna, samotna łza, niestety zauważona przez mojego przyjaciela.
- Hope? Wszystko dobrze? - zapytał, kładąc na moim ramieniu dłoń. Delikatnie ją strąciłam i wysiliłam się na sztuczny uśmiech.
- Cieszę się, że wreszcie kogoś sobie znalazłeś. - wypaliłam. - Może my będziemy się zbierać?
- Nie, zostańcie jeszcze. - poprosił. - Mam jeszcze jedną wiadomość.
- Po tym co usłyszałam chyba mam dość zaskoczeń na dziś. - zaśmiałam się. Na szczęście on uwierzył w mój nierealnie wesoły nastrój, a ja odetchnęłam w duchu z ulgą.
- Więc, moja droga Hopelino, posłuchaj...
- Hopelino? - powtórzyłam, zanosząc się głośnym śmiechem. Zmroził mnie spojrzeniem, a ja tylko machając rękoma na znak poddania się, dodałam: - Ok, ok.
- Dostałem pracę. - pochwalił się.
- Brawo! - wrzasnęłam. Przytuliłam go lekko.

Całe moje rozgrzane ciało przeszedł przyjemny dreszcz, zapach jego nieziemskich perfum pieścił moje nozdrza, zaś motyle ukryte głęboko w brzuchu tańczyły dziwny, przyjemny taniec.
- Choreograf. - oznajmił, jednocześnie poruszając zabawnie brwiami. - Coś jeszcze miałem... A no tak! Więc za trzy tygodnie odbędzie się casting do grupy tanecznej, dla której będę wymyślał układy. Zgłosiłem waszą piątkę! Czujesz to? - zapytał, teatralnie wdychając powietrze. Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem.
Taniec był moją pasją niemal od urodzenia. Zawsze brylowałam wśród znajomych i odpowiadało mi to. Naprawdę. Uwielbiałam każdy jego rodzaj. Hip hop, disco, towarzyski. Nazwa była bez większego znaczenia.
Na szczęście, nie byłam osamotniona z powodu mojego hobby. Znalazłam wielu przyjaciół, z którymi ćwiczyłam. Bez skrępowania, na luzie.
- Żartujesz. - skwitowałam, na co on pokazał swoje białe ząbki.
- Wcale nie. - zaprzeczył szybko. Następnie wstał z legowiska i wyciągnął ku mojej osobie dłoń. - Zatańczysz? - zadał pytanie, przy tym próbował nie wybuchnąć śmiechem. Dławiąc się chichotem sięgnęłam po jego rękę i nie śpiesząc się podniosłam zacne cztery litery, by stanąć obok niego.
- Z tobą zawsze, milordzie. - mruknęłam, dziarsko unosząc głowę ku górze. - Tango. - podpowiedziałam.
James wyciągnął z kieszeni małego pilota, którego nie wiem z jakiego powodu nosił ciągle przy sobie, i wybrał odpowiednią piosenkę.
(pomińcie obecność tej kawy i ludzi oraz to, że to nie ta dziewczyna. xD)
Już po chwili wirowaliśmy na małej przestrzeni parkietu, wykonując obroty i dziwne figury. Byłam w swoim żywiole. Zamknęłam oczy, wspominając pierwsze lekcje tego sposobu ruchu, udzielane mi przez nieżyjącego już ojca. Widziałam moich dotychczasowych partnerów, nucąc pod nosem "Budka Suflera - Takie tango". Słyszałam cichy, ale szorstki głos trenera "Tango to ogromna namiętność, pożądanie".
Z każdą mijającą minutą rozkręcałam się coraz bardziej, jednak stanowczy brunet zabraniał mi prowadzić. Kiedy długa melodia dobiegła końca, spoceni, ale szczęśliwi spoczęliśmy na wersalce.
- Uwielbiam. - sapnęłam sama do siebie.
- Co? - dopytywał James. Musiał usłyszeć?!
- E... Em... Tańczyć! - krzyknęłam, gdy wpadłam na pomysł jak wybrnąć z tej kłopotliwej sytuacji. Miałam ochotę "zapodać facepalm'a", jednak powstrzymałam się. - Będziemy uciekać. - stwierdziłam, po czym pociągnęłam go do sypialni braciszka.
Zatrzymaliśmy się w drzwiach i przyglądaliśmy małym dzieciom. Wyglądali razem strasznie słodko. Przede mną pojawił się obraz mojego poznania ze stojącym obok mnie "mężczyzną". Tym razem zatrzymałam słone krople przed wypłynięciem. Wreszcie wyrwałam się z transu i rozkazałam łagodnie:
- Carls, zbieraj się. - Dziewczynka bez sprzeciwu pokierowała się za mną do wyjścia, mrucząc coś pod nosem. Pożegnanie z chłopcami trwało zbyt długo. Carly i PJ tulili się do siebie dobre kilkanaście sekund.
- Cześć, piękne. - rzekł James. Cmoknął jeszcze blondyneczkę w policzko.
- Ejj! - wrzasnął małolat. Uderzył swojego brata w biodro, objął moją siostrę i wystawiając język dodał: - Ona jest moją dziewczyną.
~*~
Siemka, kochani. Może już wiecie, iż usunęłam, a właściwie przymusowo zakończyłam pierwszego bloga. Brak pomysłów...
1) Co myślicie o związku Megan i Jamesa. Może Memes albo Jegan? Beznadzieja, totalna beznadzieja.
2) Wolelibyście Jegan, Memes (Meg), Homes, Jope (Hope), Vimes, Jictoria (Vicky), Ales, Jalex (Alexandra) czy Anmes, Jangelina (An)? Słabe te "imiona związków". I'M SO SORRY.
3) Kto dzwonił? W jakim celu? Dlaczego płakał?
4) Ciekawi Was dalszy ciąg?
5) Co jest w opowiadaniu źle?
6) Co mogę napisać w następnych rozdziałach?

Wasza Daria xx

Obserwatorzy