26 kwietnia 2013, piątek
Londyn, UK
*Perspektywa narratora* 6 lat wcześniej"- Idę, mamo! - krzyknęła 13-letnia dziewczyna w głąb mieszkania.
Nie czekając na odpowiedź zbiegła przed blok. Bez zbytecznego pośpiechu usiadła na "ich ławeczce". Rozejrzała się wokół siebie. Kiedy nie dostrzegła znajomej twarzy podrapała się po skroni. Jeszcze kilkakrotnie pokręciła głową w lewo i prawo. Po chwili poczuła czyjąś ciepłą dłoń na nagim ramieniu, pod którym rozciągała się ciasna, łososiowa bluzka bez ramiączek. W końcu było lato.
- Łaa! - usłyszała za sobą. Szybko spojrzała na tę osobę, którą okazała się nie kto inny jak jej przyjaciółka. Małolaty rzuciły się sobie w objęcia i dopiero po 5 minutach zaczęły podążać w stronę parku. Później wszystko działo się jak przez mgłę..."
*Perspektywa Hope*
- Jej trzeba szukać pod d. Jak debilka. - zaśmiała się Claire. Tylko jej mi tutaj brakowało.
Claire jest moim wrogiem. Denerwuje mnie w niej WSZYSTKO. Od oczu, przez charakter, po lekko kręcone włosy.
- Doprawdy? - wstawiła się za mną Victoria. Zaprzeczyłam ruchami górnej części ciała, jednak ona nie przestała. Zapowiada się niezła afera. - Jest tu chyba inna osoba o tej nazwie. - dodała i wyszczerzyła się do mnie. Zwykle brutalna 19-latka szybko ją wyminęła, posłała mi złowrogie spojrzenie i popchnęła na twardy beton. Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej i obserwowałam dalsze poczynania atakującej.
- Claire, znowu ci się nudzi? - do moich uszu dobiegł melodyjny głos.
Doskonale go znałam. Skierowałam swój wzrok na wysokiego chłopaka, a właściwie mężczyznę, którym jak dla mnie nadal do końca nie był.
Ona zaś odpowiedziała mu tylko zamaszystym ruchem ręki. Nie, nie spoliczkowała go! Skądże znowu!
- Nic ci nie jest? - zapytał mnie z wyczuwalną troską w głosie. Pomógł mi się wstać. Następnie mocno przytulił mnie do swojego umięśnionego torsu, a ja oddałam się jego czułym gestom. - Hopy?
- Nie, nie. - szybko zaprzeczyłam. - Dziękuję, James. - szepnęłam dość głośno. Stanęłam na palcach w celu muśnięcia policzka "mojego bohatera", jednak on, przebiegły obrócił głowę tak, że dotknęłam swoimi wargami jego miękkich ust. Skarciłam go za to lekkim uderzeniem w bark. Szliśmy ramię w ramię, aż do jego czarnego motocykla.
- Gdzie jedziemy? - zadałam pytanie, przerywając ciszę.
Nie była ona krępująca, z nim nigdy. Lubiłam takie momenty w towarzystwie czarnowłosego przystojniaka.
- Do ciebie. - wyjaśnił, promiennie uśmiechając się.
Wsiedliśmy razem na pojazd. Nie pytając się nawet o pozwolenie objęłam go od tyłu i oparłam swoją głowę o jego plecy. Poczułam woń wspaniałych perfum i papierosów, którą tak uwielbiałam. Wyszczerzyłam się sama do siebie i ruszyliśmy.
Mijaliśmy kolejne budynki. Jedne małe, drugie zaś większe. Przyglądałam się Londynowi, choć większość miasta znałam na pamięć. Nie minęło 30 minut, a my staliśmy już w królestwie mojej mamy.
Kuchnia była urządzona przytulnie, podobnie jak i reszta domu. Ściany pomalowane na beżowo i tego samego koloru kafelki na podłodze dodawały temu miejscu "chłodu". Białe meble z brązowymi dodatkami ocieplały wygląd, a dodatki w postaci kwiatów i owoców dopełniały całość.
- Dzień dobry. - przywitał się i ucałował dłoń mojej rodzicielki, która tylko posłała w moją stronę spojrzenie mówiące "On jest idealny, jesteście sobie przeznaczeni bla bla bla" i wróciła do poprzedniego zajęcia, czyli gotowania.
- Dobry, dobry. Jak tam oceny, James? - zapytała, a ja teatralnie wywróciłam oczami. Ona zawsze tylko o jednym.
- Mogą być. - stwierdził. Nagle do dużego pomieszczenia wpadła dziewczynka. Niemal od razu rzuciła się na mojego przyjaciela.
- Jim (nie wiadomo skąd to wzięła), Jim! - zawołała. - Jest z tobą PJ? - dodała bez zbędnego owijania w bawełnę. Zachichotałam.
- Nie ma. - odpowiedział krótko, układając idealne usta w podkówkę.
- Przywieź go! - wymyśliła, po czym zaklaskała małymi dłońmi, dumna ze swojego geniuszu. To dziecko jest rozbrajające!
- Carls... Zbieraj się, zaraz jedziemy do mnie! - oznajmił.
***
Wkroczyliśmy właśnie do pokoju Patrick'a. Młodsi przywitali się długim przytulaskiem. Następnie całkowicie olali naszą obecność i zaczęli bawić się samochodzikami. Czy nie wyobrażaliśmy sobie zbyt wiele, myśląc, iż dołączymy do nich?
Poczułam ciepłe palce chłopaka na swoich. Zaciągnął mnie do innego pomieszczenia i rzucił się na rozłożoną wersalkę, a ja obok.
- Wiesz, Hopy? - zaczął, bawiąc się kosmykiem moich włosów. To co usłyszałam potem zwaliło mnie z nóg, zdecydowanie niepozytywnie...
~*~
Hejo, skarby! Nieciekawy i w ogóle. Co myślicie?
PS. Uważacie, że jest za dużo obrazków?
Wasza Daria xx