środa, 10 lipca 2013

09. Casting cz.2/2

21 czerwca 2013, piątek
  Londyn, UK/Warszawa, Polska
WENA
*Perspektywa Megan*
Poczułam wibracje w kieszeni, więc odczytałam sms.
Od: Hope. <3
Treść: Przepraszam, że mówię to tak późno. Potrzebuję odpoczynku od Londynu. Postanowiłam wyjechać z kraju. Nie szukajcie mnie. Będę tęskniła. ;* Hope xoxo 
- Dziewczyny... - zawołała Angie, zalana łzami. Widziałam, że trudno było jej wypowiedzieć jedno słowo. Głos miała zachrypiony.
Od: Hopy. ;***
Treść: Od początku naszej znajomości wiedziałam, że jesteś moją najlepszą przyjaciółką i dziękuję Ci za to. Poznałam jakiś czas temu świetnego chłopaka. Wiedz, że robię to dla niego. Wyjeżdżam z Anglii. Czuję, że tak będzie lepiej. Powodzenia z chłopcami i w karierze. Na zawsze pozostaniesz w moim sercu. Przecież masz w nim swoje specjalne miejsce. Będę okropnie tęsknić. Nie wiem czy wrócę... Ale pamiętaj o mnie, dobrze? "Forever together". Kocham Cię. ;* <3 ;3 Hope xoxo 
 - Patrzcie. - rozkazała Alex.
Od: Hope. :*
Treść: Na początku nie dogadywałyśmy się ze sobą, jednak cieszę się, że z czasem to się zmieniło. Wiem, że mogę Ci ufać, więc wyjawię Ci, że wyjeżdżam z kraju. Nie szukajcie mnie. Już tęsknię. ;3 Hope xoxo
- Głupia zołza. - warknęła Tori, wskazując na wyświetlacz Sony Ericsson'a.
Od: H
Treść: Nigdy za sobą nie przepadałyśmy, ale do czasu sądziłam, że przestaniemy się żreć. Nie jestem aż tak tępa, by nie wiedzieć, że obgadujesz mnie za plecami. Zachowujesz się jak dziecko. To po prostu ŻAŁOSNE! Wyjeżdżam, chociaż pewnie masz to w dupie. Żegnam szanowną panią. Hope (od autorki: xoxo to uściski i buziaki, a Hope i Vic się nie lubią, stąd brak xoxo)
- Jedziemy? - zapytałam.
- Jedziemy. - odpowiedziały An i All.

*Perspektywa Hope*
Zaraz po wyjściu Tommy'ego zabrałam się za pakowanie. Wiedziałam, że tak będzie lepiej. Musiałam odpocząć od tłoku Londynu i od ludzi, którzy ranią mnie lub ja ich.
Wyjęłam czarną walizkę spod łóżka i po kolei wrzucałam do niej potrzebne przedmioty.
Miałam świadomość, iż Angie zaraz tu wpadnie, więc musiałam się sprężyć. Zabrałam tylko ubrania, trochę biżuterii, tusz do rzęs i błyszczyki. Resztę mogłam zakupić na miejscu, a gonił mnie czas. Włożyłam do przedniej kieszeni drugą parę trampek i uprzednio zamykając drzwi, zjechałam windą na parter, gdzie czekała na mnie zamówiona wcześniej taksówka.
Odetchnęłam z ulgą siedząc na siedzeniu w samochodzie.
Już mnie nie dogonią.
Postanowiłam powiadomić osobę, do której zmierzałam o przyjeździe. Wybrałam jej numer. Już po 1 sygnale usłyszałam w słuchawce melodyjny głos, którego tak lubiłam słuchać.
--* Magdalena Lis. Słucham?
-- Babciu? To ja, Hope. - oznajmiłam. Od dziecka płynnie mówiłam w ojczystym języku mamy.
-- Nadzieja? Miło mi cię słyszeć. - ucieszyła się. Starsza kobieta często zamiast Hope nazywała mnie Nadia, Nadka, Nadzieja, Nadziejka. Mniej więcej tak brzmiało moje imię w języku polskim. - Dawno się nie widziałyśmy.
-- Wiem... I właśnie postanowiłam to zmienić. Jestem w drodze do Warszawy. - wyjaśniłam powód mojego telefonu.
-- Jak wspaniale! Czekam, Nadio!
-- Całuję. Do zobaczenia. - zakończyłam rozmowę.

***
Zasiadłam już w fotelu. Samolot powoli ruszał z pasa, a ja wyjrzałam za okno.
Czas zacząć nowe życie, Hope. - powiedziałam sobie w myślach.
Wykończona wyjazdem opadłam na siedzenie i odpłynęłam. Obudziła mnie dopiero stewardess'a, informująca o rychłym wylądowaniu. Po wyjściu z latającej machiny odebrałam bagaż i podążyłam do domu Buni. Nie było daleko. Znałam doskonale drogę, ponieważ bywałam tu często.
Szybko przebyłam dystans dzielący mnie od domu rodzicielki mojej mamy i już chwilę później stałam przed drzwiami mieszkania. Zapukałam powoli. Otworzyła mi nastolatka.

Kamila była moją ukochaną kuzynką. Przyznam - trochę zmieniła się od mojego ostatniego pobytu w Polsce. Zdradziły ją duże usta i charakterystyczny pieprzyk pod lewym okiem. Miała tyle samo lat co ja.
- Hope? Jak miło cię widzieć! - zapiszczała po angielsku.
-- Tęskniłaam. - wymruczałam, rozkładając ręce, by zamknąć ją w uścisku. - Chudzielcu! Wyglądasz ślicznie.
-- Ty też, Hopy! - skomentowała, cmokając lekko i mierząc mnie wzrokiem (pozytywnie).
-- Kto to, Kamilko? - dobiegł głos z głębi domu. Rozpoznałam w nim nieznaczną chrypkę, którą słyszałam tylko u jednej osoby.
-- Już robi pierogi. - szepnęła w moją stronę. - Twoja ulubiona wnuczka pyta czy masz coś do jedzenia.
-- Nadziejka już jest? - wrzasnęła.
-- Widzisz od razu pomyślała o tobie. Ugh. - zaśmiała się, lekko szturchając mnie w bok. - Ranisz mnie, ale tak, babciu! - Zaraz dało się wychwycić odgłos szybkich kroków.
-- Nadia, nareszcie! - pochwyciła mnie w ramiona i wyściskała. Następnie wycałowała po policzkach i odstawiła na ziemię. - Marnie wyglądasz, skarbie. Utuczymy cię, utuczymy. Pierożki ruskie dla ciebie gotowe, słoneczko. - oznajmiła. - Zaprowadzisz ją do jej pokoju? - zwróciła się do dziewczyny.
-- Jasne. Chodź. - nakazała.

***
Moje "osobiste" pomieszczenie urządzono głównie z myślą o naturze, którą kierowałam się będąc dzieckiem. Ściany w zielonym odcieniu i pościel w niewielkie kwiatki idealnie do tego motywu pasowały. Na środku pokoju stało wygodne łóżko, obok niego stolik nocny z roślinką i biała szafa. Naprzeciwko legowiska mieściły się komody z kosmetykami. Szczerze mówiąc - były one już dosyć stare. Kochałam to miejsce. W dzieciństwie nazywałam je moją oazą.
Po chwili zauważyłam sporą ilość kurzu na szafkach, więc stwierdziłam, iż muszę tam posprzątać.
-- Nikomu nie pozwalała tu wchodzić, dlatego tak brudno. "To pokój Nadziejki!" - naśladowała głos starszej kobiety.
-- Oj, Milka, przesadzasz. - stwierdziłam, wkładając do szafy rzeczy.
-- Milka? Jej już nie ma. Minęła stara słodziutka Milka. Teraz jest Kamila. - mówiła, na co ja zareagowałam głośnym chichotem.
-- Proszę cię... Zawsze będziesz moją Milką, a ja zawsze będę twoją Hopy. To się nie zmieni, mała. - zażartowałam i wtuliłam się w nią. Wypakowałam jeszcze resztę przedmiotów i oznajmiłam: - Gotowe.
Wyszłyśmy z pomieszczenia oraz wkroczyłyśmy do salonu. Zatrzymałam się przy komodzie i oglądałam zdjęcia.
-- To było na ślubie mamy i Robert'a. - przypomniałam. Kamila delikatnie oparła swoją brodę na moim ramieniu i wyjrzała na fotografię.
- Pamiętam! Zabrałyśmy Robert'owi buty przed ceremonią. Biegał po całym budynku i szukał - Przyjęcie miało miejsce w Polsce w hotelu. - tych lakierek. Miał takie zaj*biste czarne skarpetki w czerwone kropeczki. No, no, nieźle było. - rozmawiałyśmy w języku używanym w Londynie, by babcia nie dowiedziała się o wybrykach.
- Ale oddałyśmy mu je. - zaprotestowałam. - Jego mina była bezcenna. "Robby, znalazłyśmy je w śmietniku". Przez pół godziny mył je w obawie przed śmierdzącą wpadką. Idiota. - podsumowałam.
- To chyba z twojej 18-nastki, nie? - kiwnęła. - Wtedy tak się schlałaś, że ja, Angie i James musieliśmy cię targać do pokoju siłą. Wyznawałaś miłość DJ'owi. Nie mówiąc o twoim zaplanowanym striptizie i akcie miłości dla niego. Boże, Milka.
- Wcale nie byłaś lepsza! Na swojej imprezce dostawiałaś się do Megan. Zdjęłaś jej spódnicę i próbowałaś bluzkę. - zaśmiałyśmy się.
- OMG, jaka sweet Hopy. - wskazała małe zdjątko w rogu ramki.
- A tu mini wersja Kamiś. - westchnęłam. - Ale miałaś śliczny uśmiech.
- Bo się rozczulam. - szepnęła. Moment potem obie ryczałyśmy jak głupie.
- Ty i Carls. - napomknęłam. Szybko otarłam łzy z policzek i dodałam: - Chodź jeść.
- Poczekaj. - złapała mnie za nadgarstek...
* - to rozmowa po angielsku, -- po polsku

~*~
Dziś mam urodzinki, więc daję Wam... uhm... prezent? No, na dziś tyle. 

Wasza Daria xx

1 komentarz:

Obserwatorzy