26 kwietnia 2013, piątek
Londyn, UK
*Perspektywa Hope* - Wiesz, Hopy? - zaczął, bawiąc się kosmykiem moich włosów. To co usłyszałam potem zwaliło mnie z nóg, zdecydowanie niepozytywnie. - Megan ma za tydzień urodziny, tak? - odpowiedziałam mu niepewnym kiwnięciem głową. - Bo my... - wyjąkał, strzelając palcami. - Bo my... ze sobą... chodzimy. - dokończył powoli, biorąc głęboki wdech.
Moje uczucia wtedy - były nie do opisania. Czułam, iż moje oczy pokrywała szklana warstwa łez, a usta drgały. Serce pękało, myśli mieszały się w głowie. Szybko przetarłam swoje "patrzydełka" rękawem bluzki.
Przed sobą ujrzałam James'a i Megan, namiętnie całujących się. Tyle czasu starałam się zbliżyć do niego, a ona... Ona zwyczajnie, bez żadnych skrupułów została jego dziewczyną?! Przecież wiedziała, co wszystkie czujemy do bruneta.
Mocno zacisnęłam powieki, ale i to nie pomogło. Po policzku spłynęła jedna, samotna łza, niestety zauważona przez mojego przyjaciela.
- Hope? Wszystko dobrze? - zapytał, kładąc na moim ramieniu dłoń. Delikatnie ją strąciłam i wysiliłam się na sztuczny uśmiech.
- Cieszę się, że wreszcie kogoś sobie znalazłeś. - wypaliłam. - Może my będziemy się zbierać?
- Nie, zostańcie jeszcze. - poprosił. - Mam jeszcze jedną wiadomość.
- Po tym co usłyszałam chyba mam dość zaskoczeń na dziś. - zaśmiałam się. Na szczęście on uwierzył w mój nierealnie wesoły nastrój, a ja odetchnęłam w duchu z ulgą.
- Więc, moja droga Hopelino, posłuchaj...
- Hopelino? - powtórzyłam, zanosząc się głośnym śmiechem. Zmroził mnie spojrzeniem, a ja tylko machając rękoma na znak poddania się, dodałam: - Ok, ok.
- Dostałem pracę. - pochwalił się.
- Brawo! - wrzasnęłam. Przytuliłam go lekko.
- Choreograf. - oznajmił, jednocześnie poruszając zabawnie brwiami. - Coś jeszcze miałem... A no tak! Więc za trzy tygodnie odbędzie się casting do grupy tanecznej, dla której będę wymyślał układy. Zgłosiłem waszą piątkę! Czujesz to? - zapytał, teatralnie wdychając powietrze. Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem.
Taniec był moją pasją niemal od urodzenia. Zawsze brylowałam wśród znajomych i odpowiadało mi to. Naprawdę. Uwielbiałam każdy jego rodzaj. Hip hop, disco, towarzyski. Nazwa była bez większego znaczenia.
Na szczęście, nie byłam osamotniona z powodu mojego hobby. Znalazłam wielu przyjaciół, z którymi ćwiczyłam. Bez skrępowania, na luzie.
- Żartujesz. - skwitowałam, na co on pokazał swoje białe ząbki.
- Wcale nie. - zaprzeczył szybko. Następnie wstał z legowiska i wyciągnął ku mojej osobie dłoń. - Zatańczysz? - zadał pytanie, przy tym próbował nie wybuchnąć śmiechem. Dławiąc się chichotem sięgnęłam po jego rękę i nie śpiesząc się podniosłam zacne cztery litery, by stanąć obok niego.
- Z tobą zawsze, milordzie. - mruknęłam, dziarsko unosząc głowę ku górze. - Tango. - podpowiedziałam.
James wyciągnął z kieszeni małego pilota, którego nie wiem z jakiego powodu nosił ciągle przy sobie, i wybrał odpowiednią piosenkę.
(pomińcie obecność tej kawy i ludzi oraz to, że to nie ta dziewczyna. xD)
Już po chwili wirowaliśmy na małej przestrzeni parkietu, wykonując obroty i dziwne figury. Byłam w swoim żywiole. Zamknęłam oczy, wspominając pierwsze lekcje tego sposobu ruchu, udzielane mi przez nieżyjącego już ojca. Widziałam moich dotychczasowych partnerów, nucąc pod nosem "Budka Suflera - Takie tango". Słyszałam cichy, ale szorstki głos trenera "Tango to ogromna namiętność, pożądanie".
Z każdą mijającą minutą rozkręcałam się coraz bardziej, jednak stanowczy brunet zabraniał mi prowadzić. Kiedy długa melodia dobiegła końca, spoceni, ale szczęśliwi spoczęliśmy na wersalce.
- Uwielbiam. - sapnęłam sama do siebie.
- Co? - dopytywał James. Musiał usłyszeć?!
- E... Em... Tańczyć! - krzyknęłam, gdy wpadłam na pomysł jak wybrnąć z tej kłopotliwej sytuacji. Miałam ochotę "zapodać facepalm'a", jednak powstrzymałam się. - Będziemy uciekać. - stwierdziłam, po czym pociągnęłam go do sypialni braciszka.
Zatrzymaliśmy się w drzwiach i przyglądaliśmy małym dzieciom. Wyglądali razem strasznie słodko. Przede mną pojawił się obraz mojego poznania ze stojącym obok mnie "mężczyzną". Tym razem zatrzymałam słone krople przed wypłynięciem. Wreszcie wyrwałam się z transu i rozkazałam łagodnie:
- Carls, zbieraj się. - Dziewczynka bez sprzeciwu pokierowała się za mną do wyjścia, mrucząc coś pod nosem. Pożegnanie z chłopcami trwało zbyt długo. Carly i PJ tulili się do siebie dobre kilkanaście sekund.
- Cześć, piękne. - rzekł James. Cmoknął jeszcze blondyneczkę w policzko.
- Ejj! - wrzasnął małolat. Uderzył swojego brata w biodro, objął moją siostrę i wystawiając język dodał: - Ona jest moją dziewczyną.
~*~
Siemka, kochani. Może już wiecie, iż usunęłam, a właściwie przymusowo zakończyłam pierwszego bloga. Brak pomysłów...
1) Co myślicie o związku Megan i Jamesa. Może Memes albo Jegan? Beznadzieja, totalna beznadzieja.
2) Wolelibyście Jegan, Memes (Meg), Homes, Jope (Hope), Vimes, Jictoria (Vicky), Ales, Jalex (Alexandra) czy Anmes, Jangelina (An)? Słabe te "imiona związków". I'M SO SORRY.
3) Kto dzwonił? W jakim celu? Dlaczego płakał?
4) Ciekawi Was dalszy ciąg?
5) Co jest w opowiadaniu źle?
6) Co mogę napisać w następnych rozdziałach?
Wasza Daria xx
1. Masz racje, beznadzieja :D
OdpowiedzUsuń2. Zdecydowanie Homes, Jope
3. Nwm
4. I to bardzo xD
5. Hmm... za krótkie rozdziały ;c
6. Nie mam pomysłów ;>
Ciekawe *__* :))
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie :)))
www.magdassweetblog.blogspot.co.uk